Przełomowe badania. Lockdown odcisnął się piętnem na rozwoju dzieci
AGNIESZKA GIERCZAK-CYWIŃSKA: Opublikowane w „Archives of Disease in Childhood” badanie dr Susan Byrne pokazuje zaburzony rozwój dzieci w Irlandii, które urodziły się w pierwszych miesiącach pandemii. Wolniej zaczynały mówić, rzadziej wskazywały na coś palcem czy robiły „pa pa” na pożegnanie. Za to wcześniej raczkowały. Czy podobne obserwacje wynikają z pani pracy z pacjentami?
ROKSANA MALAK: Muszę zacząć od wstępu, który nie jest odpowiedzią na pani pytanie, ale jest konieczny. Jestem ekspertem w zespole tematycznym ds. fizjoprofilaktyki, a także w zespole tematycznym ds. jakości i monitorowania procesu fizjoterapii przy Krajowej Izbie Fizjoterapeutów. Rezultatem naszych prac jest stworzenie skali oceny funkcjonalnej dla pacjentów w wieku rozwojowym (0–7 lat). Każdy fizjoterapeuta może z niej skorzystać. Tylko że w Polsce rozwój psychoruchowy nie jest oceniany rutynowo. Obowiązują u nas wizyty patronażowe położnych, pediatrów, ale nie fizjoterapeutów. Gdyby tak było, mogłabym się dziś podzielić danymi epidemiologicznymi i porównać je z wnioskami dr Susan Byrne. Niestety takich danych w Polsce nie mamy.
Ten artykuł jest bardzo ciekawy. W swojej pracy w gabinecie i na neonatologii w szpitalu im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu także zauważyłam nie tyle wolniejszy rozwój, ile zaburzenie jego harmonii. Akurat szybszego nabycia funkcji czworakowania nie odnotowałam, ale np. chwytanie się za stopy, pełzanie. Jeśli chodzi o niepokojące zjawiska, to dotyczą szeroko rozumianego neurobehawioryzmu. To chociażby trudności w podążaniu wzrokiem za zabawką, habituacją, orientacją na bodźce. W kwestiach motorycznych odnotowuję zaburzenia napięcia mięśniowego. Wolniejszy jest rozwój psychospołeczny dzieci, na który rzeczywiście wpływ miały lockdowny, bo ograniczyły nasze kontakty z innymi ludźmi.
Dr Byrne podkreśla, że w trakcie lockdownów dzieci miały kontakt tylko z czterema osobami, z którymi nie mieszkają. Co – jak rozumiem – jest niewystarczające dla prawidłowego rozwoju dziecka.
A dodatkowo w Polsce był długi okres, gdy na neonatologii dzieci miały kontakt z rodzicem raz na tydzień. Niektóre z tych, które przez wiele miesięcy widywały głównie lekarzy i pielęgniarki, trafiają teraz do mnie do gabinetu z dużą nadwrażliwością na bodźce. Prawdopodobnie gdy podrosną, będą potrzebowały integracji sensorycznej. Na szczęście tak bardzo chorych dzieci, które leżały miesiącami w szpitalach, nie jest dużo, ale one są, a ograniczenie kontaktów pogorszyło ich i tak już trudną sytuację. W 2021 r. spędziłam sześć tygodni na stażu w Belgii, gdzie na neonatologii nie tylko nie ograniczano dzieciom kontaktów z rodzicami, ale na oddział przychodziło także rodzeństwo pacjentów.
Ze wspomnianego artykułu wynika, że większość problemów da się rozwiązać. Czy rodzice mogą to zrobić sami?
Z jednej strony myślę, że tak, bo dostęp do informacji i sposobów pomocy jest bardzo duży. Z drugiej strony specjaliści mają sprawdzone metody i znają ciąg przyczynowo-skutkowy różnych mechanizmów. Jeśli dziecko nie wskazuje palcem lub precyzyjnie nie chwyta, może to wynikać np. z problemów z obręczą barkową, a nie z samą ręką. Fizjoterapeuta sprawdzi to gruntownie, być może popracuje z pozycją i prawidłową funkcją kończyny górnej. I ewentualnie zaleci spotkanie z psychologiem bądź pedagogiem.
Czy problemy wynikające ze zbyt rzadkich kontaktów z innymi ludźmi w pierwszych miesiącach życia, jeżeli dziecko jest ogólnie zdrowe i nie wykazuje poważnych zaburzeń, dają się rozwiązać na późniejszym etapie rozwoju?
Poza rozwojem ruchowym jest rozwój społeczny, który też powinien być oceniany. Jak sama nazwa mówi, to jest pewien proces. Dziecko nie rodzi się z umiejętnością uśmiechania się do mamy czy nawiązywania relacji z rówieśnikami. My się tego uczymy poprzez interakcje, zabawę czy naśladowanie. A do tego potrzeba wzorców. Coraz więcej problemów w tym obszarze widocznych już było przed pandemią. Niektórzy rodzice słyszeli w przedszkolu, że muszą iść z dzieckiem na trening umiejętności społecznych, i tych wizyt jest coraz więcej.
Jakie problemy mogą mieć dzieci wysyłane na te zajęcia?
Mogą odstawać od grupy, nie inicjować wspólnej zabawy, wybierać spędzanie czasu samotnie. Zdarza się, że gdy przeżywają emocje, a dziecko robi to całym swoim ciałem, bywają wobec rówieśników agresywne. Nie dlatego, że coś jest z nimi nie tak, tylko dlatego, że wcześniej nie miały zbyt wielu interakcji i nie musiały sobie radzić w takich sytuacjach. Złość jest słuszną, normalną emocją. Pokazuje, gdzie są nasze granice, ale nie powinna doprowadzać do tego, że kogoś krzywdzimy. Rodzice coraz częściej zgłaszają problemy z autoregulacją emocji u dzieci. Niekoniecznie kończy się to atakowaniem innych, ale np. wkładaniem palca do buzi, trzęsieniem rękami z emocji.
Jeśli w Polsce obowiązywałyby wizyty patronażowe fizjoterapeutów, na jakim etapie rozwoju dziecka powinny się odbywać?
Najbardziej prognostycznym okresem jest trzeci miesiąc. Dziecko powinno już wtedy umieć złączyć ręce, utrzymać głowę na środku i leżąc na brzuchu, podnosić głowę. Na tym etapie widać, w którym kierunku idzie rozwój dziecka, czy nie ma zaburzeń neurologicznych. A jednocześnie jest na tyle wczesny, że jeszcze wiele możemy poprawić, zmniejszyć skutki zaburzeń.
Ale musimy mieć okazję, aby tym dzieciom pomóc. Podczas studiów i na późniejszych kursach doszkalających jesteśmy przygotowywani do takiej pracy. Dysponujemy obiektywnymi, potwierdzonymi naukowo narzędziami. O wprowadzenie rutynowych badań dzieci w wieku rozwojowym apelujemy do rządzących od dawna. Mam nadzieję, że wreszcie nas usłyszą.