Oddam długi w jabłkach i serze
Historia fikcyjnego ambasadora. Jak Filip S. naciągnął 13 osób na 4 mln zł
To biznesmeni, prawnicy, ludzie wolnych zawodów. Poznawali Filipa S. (wtedy jeszcze pod całym nazwiskiem) według podobnego schematu: nigdy sam na sam, zawsze wprowadzał go ktoś z wysokiej półki (w nauce, biznesie, samorządzie, polityce – w zależności od potrzeb). – Przyjechał z profesorem na jego wykład – opowiada pani architekt spod Poznania. Magdalena Pauszek, radca prawny: – Poznał nas prezes dużej firmy, którą obsługiwałam. Andrzej Konarski, przedsiębiorca z Warszawy: – Spotkanie z panem S. rekomendował mi i brał w nim udział były europoseł działający w biznesie.
Na pierwszy rzut oka inteligentny, elokwentny, ambitny, wyważony; dobrze skrojony garnitur, eleganckie okulary (tak o nim mówią poszkodowani i tak zaprezentował się na ławie oskarżonych). Drugie wrażenie zwykle było jeszcze lepsze, bo roztaczał wizję niebotycznych odsetek (dla tych, którzy mieli mu pożyczyć pieniądze) i krociowych zysków (dla potencjalnych inwestorów) dzięki jego kontaktom towarzyskim, gospodarczym i politycznym. Gdyby ktoś nie wierzył, to na Facebooku miał (już zniknęły) zdjęcia z papieżem Franciszkiem, ojcem Rydzykiem i dostojnikami Kościoła w Polsce, wszystkimi prezydentami III RP – od Jaruzelskiego do Dudy, premierami Millerem i Morawieckim. Część wyglądała na standardowe selfie z VIP-em, na innych S. towarzyszył, zasiadał, spacerował, rozmawiał.
Tematy afrykańskie
„Uroda południowa. Maniery Światowca. Wielkopolska Solidność. Chłonny umysł” – pod takimi słowami podpisała się liderka regionalnej lewicy Krystyna Łybacka na billboardzie Filipa S., gdy w 2014 r. kandydował w Poznaniu na radnego. Ślubu udzielał mu abp Mieczysław Mokrzycki, sekretarz dwóch papieży, jak podkreślano. Na wystawnym weselu w pałacu w Iwnie odczytano list gratulacyjny od Aleksandra Kwaśniewskiego, Ryszard Kalisz bawił się osobiście.