Czyny Dawida J. dzieli 15 lat, ale wyglądają jak spod jednej sztancy. Obie ofiary mieszkały w popegeerowskich wsiach, obie poszły z nim dobrowolnie, zwłoki obu porzucił na odludziu zmasakrowane tak, że bliscy nie mogli ich poznać. Była tylko jedna zasadnicza różnica: Sylwię zgwałcił, a akt oskarżenia w sprawie Magdy o gwałcie nie wspominał ani słowem. To się jednak zmieniło w pierwszym dniu procesu, 5 września. „Wnoszę o przyjęcie kwalifikacji jako zabójstwo w związku ze zgwałceniem” – powiedział prokurator Jarosław Przewoźny, domykając listę podobieństw.
Jakby Magda była Sylwią
Dawid J., 30 lat, ojciec dwojga dzieci w wieku trzech i ośmiu lat, kawaler z wykształceniem podstawowym, bez zawodu. Na sali rozpraw Sądu Okręgowego w Szczecinie wycofany („Nie będę nic mówił w obecności mediów”), brzuchaty, bluza z kapturem, dresowe spodnie, sportowe buty z pomarańczową lamówką: w niczym nie przypomina „bestii z Sulikowa”, jak go ochrzciły tabloidy. Gdy zamordował Sylwię, stał się najmłodszym zabójcą na tle seksualnym w Europie.
Była szkolną koleżanką, po lekcjach poszli polem do domu. Namawiał ją do seksu, odmówiła, brutalnie pobił, zgwałcił, udusił, zagrzebał w rzepaku. Policji mówił, że wsiadła do obcej Hondy, ale odnaleziono zwłoki, a na nich jego DNA. Zgodnie z polskim prawem jako 14-latek nie mógł trafić do więzienia, lecz do poprawczaka. Na przepustkach molestował 11-letnią siostrę, zaliczył też „niepowrót” – tak się mówi w slangu, gdy ktoś nie wraca w terminie. W slangu mówi się też, że Dawid poszedł w tango: zanim go znaleźli, we Wrocławiu napadł na kobietę „z użyciem niebezpiecznego narzędzia”. Media pisały, że chciał ją zgwałcić, śledztwo tego nie potwierdziło. Miał już skończone 17 lat, od tego wieku przestaje się być nieletnim, dostał więc trzy lata więzienia, całość odsiedział.