Przez kraj przetaczają się alarmy dotyczące książki Wojciecha Roszkowskiego o najnowszej historii Polski i świata, a w istocie o drążącej współczesność zarazie. Przytaczane cytaty z tego dzieła faktycznie powalają. Szczęśliwie wielu nauczycieli i wiele szkół zapowiedziało, że nie będą propagować wśród uczniów serwowanych tam tez.
Czytaj też: Feralny początek szkoły pod rządami PiS
Nie tylko podręcznik do HiT
Tak się jednak składa, że razem z synem, tegorocznym maturzystą, odebraliśmy właśnie z wydawnictwa Nowa Era – wiodącej oficyny książek szkolnych – paczkę podręczników do klasy czwartej liceum ogólnokształcącego. Jest wśród nich kurs historii zatytułowany „Zrozumieć przeszłość. Zakres rozszerzony”, obejmujący okres od II wojny światowej po czasy obecne (wejście Polski do Unii Europejskiej i NATO).
Wiedziony wredną podejrzliwością przejrzałem fragmenty dotyczące wydarzeń i osób będących kluczowymi punktami tzw. polityki historycznej prowadzonej przez obecną władzę. Okazuje się, że choć generalnie podręcznik pod względem uczciwości i obiektywności wykładu wygląda nie najgorzej, to zdarzają mu się też kiksy, dziwne rozłożenia akcentów lub wręcz zafałszowania zdumiewająco zbieżne z tezami głoszonymi przez historycznych propagandzistów PiS. Oto trzy najbardziej charakterystyczne przykłady.
Czytaj też: Kity z HiT-u. Ofensywa prawicy w szkolnym podręczniku
Co robił Kaczyński w Stoczni Gdańskiej
W rozdzialiku poświęconym strajkowi w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r. uczniowie przeczytają, że „stoczniowcy mogli liczyć na pomoc opozycjonistów związanych z KOR: Lecha Kaczyńskiego i Bogdana Borusewicza” (str. 360). W rzeczywistości Bogdan Borusewicz był pomysłodawcą strajku, od początku do końca szarą eminencją czy też mózgiem, działającym wszelako z drugiego szeregu, by nie dawać rządzącym pretekstu do wiązania protestu z korowską opozycją. To on rozdzielił zadania młodym stoczniowcom z Wolnych Związków Wybrzeża, wydrukował razem z Piotrem Kapczyńskim ulotki wzywające do protestu, a wreszcie w samej stoczni redagował ostateczną wersję postulatów i miał decydujący wpływ na strategię Komitetu Strajkowego.
Lech Kaczyński, owszem, przed Sierpniem pomagał jako prawnik działaczom WZZ, ale do stoczni przedostał się dopiero kilka dni po wybuchu strajku. Jak opowiadała mi przed laty Alina Pienkowska, jedna z najaktywniejszych postaci protestu, kierujący protestem WZZ-towcy liczyli na jego rady prawne właśnie w tym najtrudniejszym, początkowym momencie – ale Leszek gdzieś zanikł i pojawił się po czasie. Dlatego właśnie eksponowanie jego roli – zgodnie z obecną polityką historyczną i wolą brata – w „Zrozumieć przeszłość” jest nieuczciwe zarówno wobec Borusewicza, jak i historycznej prawdy.
Hartman: HiT! Ruszyło pierwsze natarcie na uczniowskie mózgi
Kościół i podziemna „Solidarność”
Podobnie zafałszowany jest opis innego politycznie delikatnego dla władz wątku – poczynań hierarchii katolickiej w okresie stanu wojennego i latach 80. W podręczniku Kościół katolicki przedstawiany jest jako niezłomny bastion religijno-narodowego oporu wobec komunistycznego Złego. Słowem nie wspomniano choćby o głośnym – bo uznanym w opozycyjnie nastawionej części społeczeństwa za kapitulanckie – kazaniu prymasa Józefa Glempa z 13 grudnia 1981 r. Ani o późniejszych konceptach politycznych prymasa i jego otoczenia, które sprowadzały się de facto do dogadania z komunistami w imię własnej wizji realizmu i dobra narodu – za cenę poświęcenia podziemnej „Solidarności”.
Dziwnie, łagodnie mówiąc, są wreszcie rozłożone akcenty w rozdziale „Polacy wobec Holocaustu”. Zdominowany jest on jak najbardziej zacnymi przykładami polskiej pomocy Żydom – pojawiają się m.in. opisy bohaterstwa Ireny Sendlerowej, Jana Karskiego i rodziny Ulmów (i to nawet ze wzmianką, że zginęli w wyniku donosu). „Postawy nieprzychylne Żydom” są opisane dużo bardziej zdawkowo (już to sformułowanie jest wymowne). Nie ma słowa o ich skali – czytamy, że były „w społeczeństwie polskim obecne”, co niezorientowanym uczniom może sugerować, że stanowiły zjawisko marginalne. O próbach bagatelizacji problemu świadczy też dodanie do zdania, że „w Polsce znaleźli się także tacy, którzy wydawali okupantom ukrywających się Żydów”, uwagi (dyskusyjnej zresztą), iż podobnie było „w wielu innych krajach”. Podejście takie jako żywo zrozumieniu przeszłości nie pomaga.
Pytanie brzmi: czy przytaczane wpadki są jedynie mimowolnymi błędami przy pracy, czy też – co by było najgorsze – dowodem na to, że metoda upartego powtarzania kłamstw zaczyna przynosić efekty także w środowisku autorów podręczników historycznych? To ich dzieło dostają przecież – w praktyce często „do wierzenia” – nauczyciele i uczniowie.
Czytaj też: HiT Czarnka? Fakty płaczą