Zaczarowane talerze
Zaczarowane talerze. Na zaburzenia odżywiania cierpią już nawet kilkulatki
Matylda, matka 2,5-rocznego Bartka, martwić zaczęła się rok temu. Jej ochoczo jedzący wcześniej syn godzinami rozgrzebywał lubiany wcześniej makaron, rozchlapywał zupę, odsuwał nietknięte ziemniaki. – Gdy ubiegłego lata wróciliśmy z wakacji, Bartek przestał jeść w ogóle. Przez dwa dni nie wziął do buzi nic poza wodą. Pojechaliśmy do lekarza, wyniki badań nie wykazały nic niepokojącego. Po kolejnych kilku godzinach syn pogryzł jednego orzeszka. I te orzeszki, suche płatki śniadaniowe oraz rodzynki to do dziś jedyne, co chłopiec czasem je. Matylda wypróbowała już dziesiątki przepisów na kaszki, zdrowe gofry, tosty i kotlety, niezmordowanie podsuwa małemu owoce, poczynając od jabłek, skończywszy na najbardziej egzotycznych. Bartek potrafi rzucić talerzem, płacze i łapie infekcje, jest wciąż rozdrażniony, jak ocenia Matylda – głodny, w pełnym jedzenia domu.
Ania, 7-latka, w ubiegłym roku szkolnym przerwy obiadowe spędzała w stołówce z wychowawczynią. Pani w uzgodnieniu z rodzicami pilnowała, by dziewczynka zmęczyła choć część posiłku. Jeśli nie zdążyła, nie szła na lekcje, a dyżur przy stoliku przejmowała szkolna pielęgniarka. W wakacje Ania trochę się rozkręciła, sama zaczęła upominać się o kanapki, ale rodzice są na wdechu, co znów będzie od września.
Maja, 11-latka, w menu ma jedną pozycję: pierogi ruskie – najchętniej domowe, przyrządzone według ściśle określonej receptury. W zamrażarce musi być zapas. Jeśli zabraknie, Maja nie je nic. Nic innego nie je także w gościach ani na wyjeździe, więc nie jeździ nigdzie bez wałówki oraz mamy lub taty oswojonych z odgrzewaniem ruskich.
Nieoznaczone szlaki
Sposób powstawania zaburzeń jedzenia małych dzieci jest inny niż szeroko opisywanej anoreksji i bulimii nastolatków zwykle dążących do osiągnięcia sylwetki marzeń.