Główne wydania „Wiadomości” TVP w poniedziałek i wtorek (15–16 sierpnia) miały na temat katastrofy ekologicznej na Odrze jasny przekaz: sytuacja jest pod kontrolą, a „totalna opozycja” z inspiracji niemieckiej kłamie o rtęci w rzece. Metafory Tuska o „śniętym państwie PiS” oraz „PiS, który jest jak rtęć”, są pustym oszczerstwem w stosunku do władz, którym w sprawie Odry nic nie można zarzucić.
„Wiadomości” z 15 sierpnia były patetyczno-religijnym programem okolicznościowym (Dzień Wojska Polskiego), w którym można się było m.in. dowiedzieć od samej Danuty Holeckiej, że Matka Boska dwukrotnie ukazała się żołnierzom rosyjskim, broniąc im wstępu do Warszawy. Widzenie to wywołało popłoch w szeregach bolszewickich. Poza tym z okazji świątecznego koncertu w Elblągu wychwalano pod niebiosa przekop Mierzei Wiślanej – już nie tylko jako inwestycję w niepodległość Polski, lecz także wspaniałe przedsięwzięcie gospodarcze. Żadnych wątpliwości – nawet w tej drugiej kwestii – dziennikarze publicznej telewizji nie mają.
TVP. Ta egzaltacja, te wzruszenia, ta duma
Bardzo trudno odnaleźć się w tej charakterystycznej infantylno-militarystycznej estetyce i retoryce komuś, kogo nie wychowano na rosyjsko-azjatyckich wzorcach życia publicznego. Starsi Polacy pamiętają to z PRL i zapewne niektórym się to podoba. Wiadomo, młodość. Ci zaś, którzy nie pamiętają PRL, mogą sobie skojarzyć styl telewizji Jacka Kurskiego z Chinami albo innymi krajami Wschodu. Coś z tego dochodzi bowiem do nas poprzez filmy i filmiki. Ta egzaltacja, te wzruszenia, ta duma... Tylko czy my naprawdę musimy robić się na Azję? Czy Jacek Kurski, produkując swoje „Wiadomości” dla prezesa Kaczyńskiego, widzi w nim małego Xi Jinpinga? Swoją drogą, ciekawy trop: azjatyckie cechy Jarosława Kaczyńskiego. Rzucam piłeczkę – niechaj sinolodzy łapią.
W każdym razie profil psychologiczny prezesa Polski w oczach prezesa TVP pozostanie tajemnicą tego ostatniego, jakkolwiek trzeba pana Kurskiego podziwiać za profesjonalizm w rzemiośle propagandy i ogromne oddanie dziełu utrzymania się na stołku, z którego kilku innych panów chętnie by go zepchnęło.
Wróćmy jednakże nad Odrę. Przekaz z wtorku 16 sierpnia był już znacznie bardziej rozbudowany. Podano sporo konkretnych informacji, które znamy również z innych mediów. Ile pobrano próbek wody, co się mogło wydarzyć (jak wiadomo, na razie nie wiadomo), ile wyłowiono martwych ryb. Przede wszystkim poinformowano (zdaje się, że zgodnie z prawdą), że sytuacja się poprawia.
Wspomniano też o zarybianiu Odry, na co (jak zapewnił premier Morawiecki we wtorek) znajdą się środki. Generalnie, jak wynika z materiału „Wiadomości”, nic aż tak wielkiego się nie stało, a przyczyna katastrofy – choć do końca nieznana – ma zapewne związek z niskim stanem wód, który wywołuje wszak rozmaite kłopoty ekologiczne nie tylko u nas. Dodam tu od siebie, że w nawale materiałów dziennikarskich na temat katastrofy odrzańskiej bardzo mało mówi się o tym, jak ten stan wód się faktycznie kształtował. Wydaje się, że nie był taki znowu niski. Prawie nie mówi się też o zbiornikach retencyjnych i śluzach, a więc o tym, czy wykorzystano możliwości rozrzedzenia wód Odry. Zapewne temat ten jeszcze powróci.
Tusk porównuje PiS do rtęci
Tymczasem oglądamy wtorkowe „Wiadomości”. Zaraz po materiale o Odrze, utrzymanym w dość rzeczowym tonie, nastąpił istny wybuch hejtu na Donalda Tuska. Oto „totalna opozycja” wykorzystuje nieszczęście, jakim jest katastrofa ekologiczna, do brudnej wojny politycznej, którą prowadzi ręka w rękę z Niemcami. Bronią w tej wojnie była dezinformacja w sprawie rzekomej obecności rtęci w Odrze, co się przecież nie potwierdza. PO zalewa kraj „lawiną kłamstw”, a ma to we krwi. Dość przypomnieć, że premier Kopacz mówiła, że nie ma pieniędzy na żadne 500 plus, a jednocześnie Tusk zapowiadał, że wprowadzi podobny program. Jak widać, jest krętaczem. Kiedyś podniósł wiek emerytalny, a teraz chce czterodniowego dnia pracy...
Wprawdzie sam nie mogę już nadążyć za czterodniowym dniem pracy, lecz co do PiS jako śniętej ryby i porównania go do rtęci, to nie wydają się to epitety jakoś bardzo wybujałe – i to niezależnie od tego, ile związków rtęci w końcu wykryto bądź nie wykryto. Insynuacja, że PO razem z Niemcami „wymyślili rtęć”, jest absurdalna. Wiadomość o rtęci pojawiła się w niemieckich mediach, a jednocześnie usłyszała o niej marszałkini województwa lubuskiego Elżbieta Polak od ministra środowiska Brandenburgii Alexa Vogla. Pewnie gdzieś jakiś związek rtęci został wykryty, ale to się nie potwierdziło w kolejnych próbkach. Tusk użył porównania PiS z rtęcią, gdy „hipoteza rtęci” była jeszcze na czasie. Hipoteza przeszła już do historii, lecz metafora nie straciła na aktualności – i to z bardzo wielu powodów.
Opozycja nie zarzuca władzom, że dopuściły do tego, że w Odrze znalazł się taki czy inny związek chemiczny (być może zresztą przyjdzie czas również na takie zarzuty), lecz to, że nie reagowała na czas. I to jest sprawa kluczowa. O to właśnie toczy się gra i na tym koncentruje się strategia PR władzy. Pokazują to konferencje prasowe dygnitarzy, które odbyły się we wtorek 16 sierpnia. Po bardzo profesjonalnym i pełnym szczegółów przekazie ministrów środowiska i infrastruktury dziennikarze zaczęli dopytywać o datę podjęcia interwencji przez instytucje centralne. Pytania pozostały bez odpowiedzi, a prowadzący konferencję urzędnik bezceremonialnie je „wygaszał”. Widać było jak na dłoni, że temat opóźnienia zastrzeżony został dla samej „góry” (bo przecież mówił o nim premier, dymisjonując dwóch wysokich urzędników), zaś ministrowie Moskwa i Adamczyk mieli się w tej arcydrażliwej sprawie nie wypowiadać.
PiS ucieka do przodu
Ostentacyjne odmawianie odpowiedzi to fatalna strategia. Jednak dosłownie z godziny na godzinę nastąpiła w niej zasadnicza zmiana. Oto na konferencji wojewody dolnośląskiego Jarosława Obrębskiego (PiS) i jego zastępcy przedstawiano liczne szczegóły odnośnie do chronologii zdarzeń. Wyjaśnienie kilkudniowego opóźnienia w zdecydowanych działaniach na Dolnym Śląsku, podawane przez lokalnych włodarzy z PiS, było takie, że po pierwszych sygnałach o licznych śniętych rybach przyszła poprawa sytuacji, a dopiero po kilku dniach jej radykalne pogorszenie. Tym samym reakcje władz były proporcjonalne i odpowiadały rozwojowi sytuacji. To zapowiedź nowej narracji PiS. Owszem, były opóźnienia, lecz uzasadnione dynamiką przebiegu katastrofy.
Można więc mówić raczej o braku przezorności niż o zaniedbaniach. Jednocześnie PiS „ucieka do przodu”, bo jak chwaliły się „Wiadomości”, rząd chce teraz stworzyć najnowocześniejszy w Europie system wczesnego ostrzegania o zanieczyszczeniach wód. Ma to wprawdzie tyle wiarygodności co samochody elektryczne i promy Morawieckiego, ale do uspokojenia elektoratu się może przydać. W dramacie „katastrofa ekologiczna rzeki Odry” wiele się może jeszcze wydarzyć. Może się też wydarzyć niewiele i za dwa tygodnie temat zniknie, zastąpiony całkiem nowym. Dziś trudno ocenić prawdopodobieństwo obu tych scenariuszy. Jednego możemy być pewni – dopóki rządzi PiS, nic nie może zostać wyjaśnione w sposób ostateczny i wiarygodny. Usłyszymy taką opowieść, która przyniesie najmniej szkód władzy.
Czytaj też: Katastrofa odrzańska obciąża pisowskie państwo