Społeczeństwo

Albo udzielasz korepetycji, albo dziadujesz. Takie są realia polskiej szkoły

Im głupsi nauczyciele pracują w szkołach, tym więcej jest chętnych na korepetycje. Im głupsi nauczyciele pracują w szkołach, tym więcej jest chętnych na korepetycje. Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.pl
Cała nasza grupa zawodowa zidioceniem musi ratować się przed głodem i chłodem, biedą dla siebie i swoich bliskich. Wykonujmy swój zawód kretyńsko, a całą mądrość wkładajmy w korepetycje. Dorabiajmy, inaczej nie przeżyjemy zimy.

Zawsze jest jakiś powód, aby nauczycielom płacić mało. Zamiast wysokiego wynagrodzenia mają przecież ferie i wakacje. Nie można im podwyższać pensji, gdyż pracują bardzo krótko: prowadzą tylko 18 lekcji w tygodniu. To mniej niż cztery godziny dziennie! Do tego ich godzina pracy, czyli właśnie lekcja, trwa zaledwie 45 minut. A jak się rozchorują i zwykłe zwolnienie lekarskie nie pomoże, dostają roczny płatny urlop na poratowanie zdrowia. Jeśli brakuje im pieniędzy, mogą dorobić na korepetycjach albo w inny sposób. Mają na to mnóstwo czasu.

Tak mówi rząd, a społeczeństwo mu wierzy i akceptuje upokarzające wynagrodzenia w oświacie. PiS przekonał ludzi, że nauczyciele to najbardziej roszczeniowa grupa zawodowa, która najmniej robi, a najwięcej żąda. Byłoby nieuczciwe za taką pracę płacić więcej. A nawet gdybyśmy chcieli – przekonywał ostatnio Jarosław Kaczyński – byłoby to ze szkodą dla kraju. Nauczycieli jest tak dużo, że nawet drobna podwyżka wynagrodzeń skutkowałaby potężnym wzrostem inflacji. Nie, nauczyciele nie mogą więcej zarabiać. Muszą jakoś sobie radzić. Ta kwestia – postanowił PiS – nie podlega negocjacji. Naród bije brawo i się cieszy.

Czytaj też: Co piąty nauczyciel szuka nowej pracy

Szkoła? Banda nierobów

Nie będę udawał, że pracuję w wakacje. Pracowałbym, gdyby tego ode mnie oczekiwano. Skoro jednak uznano, że mam wolne dni traktować jako formę wynagrodzenia, brać czas i nie żądać większych pieniędzy, tak właśnie czynię. Nie robię nic, mimo że mam wiele do zrobienia w związku ze zbliżającym się początkiem roku szkolnego. W sierpniu nie kiwnę nawet palcem na rzecz uczniów, zacznę pracować dopiero od 1 września. Jak rodzice i uczniowie będą narzekać, że nic w szkole nie jest przygotowane, odpowiem, że przecież miałem wakacje.

Jeżdżę trochę po kraju i rozmawiam z ludźmi o edukacji. Pytają mnie – przepraszam koleżanki i kolegów za szczerość – dlaczego nauczyciele są tacy głupi. Mówią o polonistce, która jest skończoną idiotką, ponieważ każe czytać „Lalkę”. A przecież czytanie lektur nie jest potrzebne, żeby dobrze rozwiązać test. Mogłaby więc uczniom odpuścić. Jeszcze większym kretynem jest jednak historyk, który każe dyskutować o przyczynach upadku powstania styczniowego, jakby to kogoś interesowało. Przecież nikt nie zdaje matury z historii, więc po co o tym dyskutować? Byłoby mądrze, gdyby pozwolił klasie pouczyć się matematyki, z tego bowiem każdy zdaje maturę. Jednak matematyk to jeszcze większy idiota. Niczego bowiem nie tłumaczy, tylko zadaje i wymaga.

Dawniej przekonywałbym ludzi, że się mylą. Teraz cieszę się, że mamy taką opinię. Jak bowiem nauczyciel jest głupi, wtedy uczeń – rzecz oczywista – niczego się od niego nie nauczy. Kretyn nie przygotuje uczniów dobrze do matury, zatem dziecku trzeba dać korepetycje, inaczej albo wcale nie zda egzaminu, albo zda za słabo. Przytakuję więc rozmówcom, gdy narzekają na głupich nauczycieli. Tak, nauczyciele są głupi, to plaga na skalę krajową. Głupi są nie tylko nauczyciele warszawscy, ale też łódzcy czy wrocławscy. Nie brakuje idiotów w szkołach płockich czy sierpeckich. A jak byłem w Białymstoku, to potwierdziłem, że tamtejsi nauczyciele nie są w niczym lepsi od koleżanek i kolegów z innych części kraju. Banda idiotów i nierobów. Nie macie zatem wyjścia, musicie płacić za korepetycje.

Nauczyciel stawia żądania!

Facet żali się, że ma trójkę dzieci w wieku szkolnym: córkę i dwóch synów. Wszystkie chodzą prywatnie na lekcje angielskiego, tak samo na matematykę, gdyż poziom w szkole jest fatalny. Córka ma korepetycje z chemii i biologii, a chłopcy z polskiego, ponieważ ich polonistka nawet nie udaje, że uczy. Poskarżył się dyrektorce, ale to nic nie dało. Miesięcznie wydaje na korepetycje 3 tys. zł (po tysiąc na dziecko), a z 500 plus ma tylko 1,5 tys., więc drugie tyle musi dokładać. I gdzie tu sprawiedliwość? Przyszedł syn, potwierdził, że polonistka jest głupia i leniwa. Nawet nie potrafi wytłumaczyć, jak będzie wyglądała ich matura. Wszystkiego dowiedział się na korepetycjach.

Słucham tego i się cieszę. Im głupsi nauczyciele pracują w szkołach, tym więcej jest chętnych na korepetycje. Mam nadzieję, że żaden nauczyciel się nie wychyli i nie zechce być mądry. Mądrym możesz sobie być – droga koleżanko i drogi kolego – gdy prowadzisz prywatne lekcje, natomiast w szkole, gdzie zarabiasz psie pieniądze, staraj się uchodzić za idiotę. Cała nasza grupa zawodowa zidioceniem musi ratować się przed głodem i chłodem, biedą dla siebie i swoich bliskich. Wykonujmy swój zawód kretyńsko, a całą mądrość wkładajmy w korepetycje. Dorabiajmy, inaczej nie przeżyjemy zimy.

Nauczyciele, którzy dorabiają korepetycjami, muszą mieć dobrze ułożony plan lekcji. Niektórzy już przed wakacjami postawili warunek, że jeśli mają tu pracować, plan musi zostać ułożony „pod nich”. Zespół do spraw planu otrzymał od dyrekcji – tak jest w każdej szkole – wyraźne wytyczne: mają zostać spełnione żądania nauczycieli, którzy są w szkole niezbędni, np. matematyka, fizyka, anglisty itd. Matematyk zażyczył sobie lekcji codziennie od 8 do 13 – i tak ma być. Fizyk chce przychodzić najwcześniej na 12 – i taki plan dostanie. Anglista chce mieć jeden dzień w tygodniu wolny – dlaczego nie? Poniedziałek czy piątek?

Dyrekcja nawet się cieszy, że nauczyciele stawiają żądania. Spełni je, to przynajmniej nie odejdą znienacka. Nie może im dać w szkole zarobić, to chociaż zapłaci dobrą organizacją zajęć. Plan lekcji na życzenie to niezbędny dodatek do pensji. Jak znajomi będą pytać, dlaczego jeszcze pracujesz w szkole, skoro tak mało ci płacą, nauczyciel odpowie, że pensja marna, za to plan lekcji doskonały. Czy w innej profesji można stawiać szefowi żądania co do czasu pobytu w miejscu pracy, np. trzy godziny od rana w poniedziałek, pięć we wtorek dopiero od południa, środa wolna, a w czwartek i piątek po pięć godzin od rana? Oczywiście pensja nie do przyjęcia, ale planu można pozazdrościć. Dorobi się na korepetycjach.

Czytaj też: 400 zł tygodniowo za korepetycje. Kogo w Polsce na to stać?

Lekcje zbędne, korepetycje konieczne

Lekcje w szkole powoli stają się zbędne. Nie tylko z powodu postawy nauczycieli, którym za tak niskie wynagrodzenie nie chce się solidnie pracować. To prawda, że w szkole jest dużo gnuśności, marnowania czasu i talentów. Ale nie tylko to spowodowało, iż frekwencja na lekcjach stale spada. Zmieniło się pojmowanie sukcesu w wykształceniu. Dzisiaj jest on utożsamiany wyłącznie z wysokim wynikiem testu. Testami mierzy się poziom nauczania, jakość pracy nauczyciela i poziom szkoły. Nauczyciel, który uczy 30-osobową klasę do egzaminu, nie ma szans z korepetytorem, który pracuje z jedną osobą.

Poziom nauczania na lekcjach odbierany jest – i to całkiem słusznie – jako dużo gorszy od poziomu korepetycji. Ludzie wybierają to, co lepsze, czyli korepetycje. Niedługo na lekcje będą chodzili tylko ci uczniowie, których nie stać na korepetycje. Ten trend pokazują aktorzy w przedstawieniach studniówkowych. Na razie to bawi, niebawem będzie normalne i traktowane obojętnie. W skeczu studniówkowym mama rano mówi do syna, aby darował sobie pierwsze dwie lekcje i jeszcze trochę pospał. Sama pracuje zdalnie, więc może dopilnować, aby dziecko za wcześnie nie wyszło do szkoły. Inny rodzic tłumaczy córce, która się spieszy do szkoły, żeby usiadła przy stole i zjadła z nim śniadanie. Język polski może sobie odpuścić, przecież ma korepetycje. Niebawem takie dialogi będziemy oglądali w serialach i uznamy je za bardzo życiowe i realistyczne. Po co szkoła, gdy ma się korepetycje?

Skuteczność nauczania korepetycyjnego jest olbrzymia. Bije na głowę nauczanie szkolne. Inna też jest atmosfera. Korepetytorzy biegle opanowali nowe media, w tym nauczanie na odległość, korepetycji nie trzeba wcale udzielać stacjonarnie. Korepetytorzy zabiegają nie tylko o wynagrodzenie, ale też o dobrą opinię, o pozytywne wpisy w internecie, o głosy polecające. Nauczyciele nie są natomiast przyzwyczajeni zabiegać o dobre opinie, po co im to? W szkole uczeń zabiega o dobre stopnie u nauczyciela, a na korepetycjach odwrotnie: to uczeń stawia stopnie nauczającemu.

Czytaj też: Zadania dla kuratorów oświaty w nowym roku szkolnym

Cała Polska stoi otworem

Korepetytorzy dzięki dobrym opiniom mają zamówienia od uczniów z całego kraju. Znowu duże miasta wygrywają z mniejszymi. Nastolatki z małych ośrodków, miasteczek i wsi zgłaszają się na prywatne lekcje do nauczycieli z dużych miast. Osoba z Wólki Lipowej czy z Koziebród nie musi jeździć do Warszawy czy Krakowa, aby pobierać lekcje u słynnego (sława mierzona głosami w internecie) nauczyciela. Wystarczy, że obie strony połączą się zdalnie. Dla uczniów z prowincji to frajda i powód do dumy, a dla nauczyciela pewność, że klientów nie zabraknie. Cała Polska stoi bowiem otworem.

Jeszcze nigdy tylu nauczycieli w dużych miastach nie rozważało odejścia ze szkoły. Na razie pracują, prowadzą lekcje, choć na pół gwizdka, całą parę natomiast wpuszczają w korepetycje. Czasem komuś zapala się czerwona lampka i zaczyna pytać, czy to jest moralne ograniczać swoją aktywność w pracy i tak mocno angażować się w dorabianie. Zaraz jednak sumienie jest uspokajane uwagą, że niemoralne byłoby zaniedbywanie własnych dzieci. Gdybyś nie dorabiała na korepetycjach – tłumaczę koleżance z pokoju nauczycielskiego – twoje dziecko nie pojechałoby na żadne wczasy. Musisz dorabiać, inaczej byś dziadowała. A skoro nie da się, przynajmniej na dłuższą metę, dobrze pracować i w szkole, i na korepetycjach, gdzieś musisz odpuścić. Jak ci przyjdzie do głowy poświęcać się dla cudzych dzieci, popatrz na własne i pomyśl, za kogo jesteś bardziej odpowiedzialna.

Niedawno byłem na weselu bliskiego krewnego. Rodzina przypomniała sobie, że jestem nauczycielem, i zaczęła mi współczuć. Łzy się polały. „Tak mało przecież zarabiasz” – współczuły ciotki. Nie jest źle – odpowiedziałem. Mam ferie, wakacje, krótki dzień pracy, mnóstwo wolnego czasu. Mogę dorabiać. Chyba wiecie, ile kosztują teraz korepetycje? A od września będzie drożej. Ciotki przestały płakać, wujowie popatrzyli na mnie z uznaniem, nalano mi wódki do kieliszka po sam brzeg. „Na zdrowie!” – zawołała rodzina. Bardzo zdrowia potrzebuję – odpowiedziałem. Każdy zarabia na życie jak może. Szkoda, że nauczyciel nie może godnie zarabiać w jednym miejscu: w swojej szkole. Ale to już nie jego wina, tylko tych, którzy pozwolili rządowi tak to wszystko w oświacie spieprzyć. Może i ty, ciociu, wujku, masz coś na sumieniu?

Czytaj też: Poniżanie nauczycieli, szantaż. Do niedawna norma. A dziś?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną