Matka Polka na ulicy
Matka Polka na ulicy. Bezdomnych kobiet wciąż wolimy nie zauważać
JOANNA CIEŚLA: – Czy daje pani pieniądze bezdomnym, proszącym o nie na ulicy?
SYLWIA GÓRA: – Nie. To nie jest żadna pomoc. Można oczywiście kupić osobie bezdomnej coś do jedzenia czy środki higieniczne, ale dawanie pieniędzy to w pewnym sensie przedłużanie jej pozostawania na ulicy, bo często w ten sposób wspiera się jej nałóg.
Przeprowadziła pani wywiady z kilkudziesięcioma kobietami, które mieszkają na ulicy, w pustostanach lub w schroniskach, i kilkadziesiąt rozmów ze streetworkerami i pracownikami pomocy społecznej z całej Polski. Dlaczego tytuł książki to „Kobiety, których nie ma”?
Dlatego, że wolimy bezdomności nie widzieć. A bezdomnych kobiet tym łatwiej nie dostrzegać, że nie pasują do wciąż żywego wzoru matki Polki, która ma dbać o innych, być odpowiedzialna. W oczach społeczeństwa one zawiodły. Nie mieszczą się w schemacie, nie wiadomo, co z nimi zrobić, więc najlepiej je zignorować. Wielokrotnie pytano mnie, po co zajmuję się tematem, który dotyczy może kilkudziesięciu osób w całym kraju. A według ostatniego ogólnopolskiego badania liczby osób bezdomnych, przeprowadzonego w 2019 r. na zlecenie ówczesnego Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, kobiety stanowiły 16,4 proc. z ponad 30 tys. bezdomnych, czyli było ich blisko 5 tys. I powiedzmy sobie szczerze, że te dane są niedoszacowane. Kolejna edycja badań, zaplanowana na 2021 r., nie odbyła się ze względu na pandemię, ale nie ma wątpliwości, że w pandemii osób bezdomnych obu płci przybyło.
Jeśli chodzi o społeczne przekonania, z badań przeprowadzonych kilka lat temu wynika, że zdaniem 25 proc. Polaków bezdomność to „własny wybór” osoby bezdomnej. W zachodniej Europie uważa tak kilka procent pytanych.