Społeczeństwo

Z pięściami do wiernych. W Pacanowie mają dość proboszcza

Wierni czują się zastraszani, poniżani, manipulowani. Uważają, że ksiądz wykorzystuje swoją pozycję, żeby się nad nimi znęcać. Wierni czują się zastraszani, poniżani, manipulowani. Uważają, że ksiądz wykorzystuje swoją pozycję, żeby się nad nimi znęcać. Jacob Bentzinger / Unsplash
„Taki ksiądz to nie ksiądz, tylko szatan” – mówią o swoim proboszczu wierni z Pacanowa. Oskarżają go o mobbing, zastraszanie, poniżanie. I zapowiadają: jak stąd nie zniknie, sami go na taczkach wywieziemy.

„Nie przegap wieczności” – głosi tabliczka na murze Sanktuarium Pana Jezusa Konającego w Pacanowie. Tutejsza bazylika pw. św. Marcina liczy ponad 900 lat. Od 12 proboszczem parafii jest ks. Leszek Domagała, rocznik 1958. Potężna sylwetka, spokojny głos.

Jest przedostatnia niedziela lipca, przed południem. Po mszy ks. Domagała święci samochody na parkingu – to z okazji rozpoczynającego się właśnie tygodnia św. Krzysztofa, patrona kierowców. Bacznie przygląda się grupie kilkunastu osób stojących nieopodal bramy. Ci też nie spuszczają z niego wzroku, mrużą oczy. Znają się dobrze.

W tej grupie jest Paweł Masłowski, który pomagał Domagale przy parafii, kiedy tylko ten zawitał do Pacanowa. Był na każde zawołanie, jak sam przyznaje – kosił, uprawiał ziemię, służył samochodem i własnymi rękami. Od jakiegoś czasu nie służy, o duchownym ma jak najgorsze zdanie, uważa, że terroryzuje miasto i jego mieszkańców. Wielu wiernych jest podobnego zdania, ale nie każdy miał odwagę stanąć tu dziś obok Masłowskiego. Ci, którzy się odważyli, idą za nim do zakrystii. Chcą się rozmówić z księdzem – zapytać, dlaczego z nich kpi, grozi, złorzeczy, obraża z ambony.

Proszę opuścić zakrystię – mówi ks. Domagała.
Nie opuścimy – słyszy w odpowiedzi – bo kościół jest nasz, wiernych, a nie księdza.

Dochodzi do kłótni. Przy reporterze „Polityki” ks. Domagała stara się zachowywać powściągliwie, jednak nie wszystkie słowa udaje się mu odpowiednio zważyć. Przyznaje, powiedział kiedyś, że powinien „przyp...” Masłowskiemu, ale ten, jak twierdzi, sobie zasłużył. Nim dostrzeże, że jest nagrywany przez wiernych, zdąży jeszcze przyznać się do nazwania „bohomazem” otoczonego kultem XII-wiecznego Krzyża Pana Jezusa Konającego wiszącego w tutejszej kaplicy, tego samego, który w kwietniu ubiegłego roku w rozmowie z lokalnym radiem nazwał „cudownym”. Grozi, że jeżeli parafianie nie opuszczą zakrystii, zadzwoni na policję. Ostatecznie sam wychodzi z kościoła.

Następnego dnia do domu Pawła Masłowskiego przychodzi dzielnicowy. Przekazuje, że ks. Domagała poczuł się publicznie zniesławiony i napadnięty. Po krótkiej rozmowie informuje, że umarza śledztwo. – Nic dziwnego – komentuje Paweł Masłowski. – Po 12 latach ciągłego mobbingu ks. Domagała nie ma już w Pacanowie sprzymierzeńców.

Czytaj też: Za jakie grzechy? O co proboszcz procesuje się z parafianami

Latryną w wiernych

Lista zarzutów wobec duchownego jest długa. Wierni czują się zastraszani, poniżani, manipulowani. Uważają, że ksiądz wykorzystuje swoją pozycję, żeby się nad nimi znęcać.

Ela i Wiesław Krajewscy mieszkają przy parafii. Przez lata śpiewali w chórze kościelnym. Pan Wiesław, muzyk amator, grał też na akordeonie. Już nie gra. Gdy poróżnił się z księdzem, ten pożyczył mu przy ludziach, by „mordę temu skur... wykrzywiło”. Niedługo później mężczyzna dostał udaru. Prawą stronę ciała ma sparaliżowaną. Później ksiądz miał mówić ludziom, że to dobrze, bo wreszcie przestanie wyć i rzępolić.

Pan Wiesław przez lata pomagał księdzu w kościele. Co ich poróżniło? Którejś zimy, na polecenie duchownego, mężczyzna rozbierał szopkę bożonarodzeniową. Nosił ławki i inne ciężkie rzeczy, a ksiądz komenderował, gdzie ma je zostawiać. Po kilka razy kazał je przenosić z miejsca w miejsce. Wreszcie pan Wiesław nie wytrzymał i powiedział, by ksiądz się zdecydował, bo już go plecy bolą. Wtedy usłyszał, że ma wyp... z kościoła.

Później ksiądz mówił ludziom, by z nami nie rozmawiali – wyjaśnia pani Ela. – Raz w towarzystwie księdza jeden pan przywitał się z moim mężem z odległości. Ksiądz go zrugał: „Co ty mu mówisz »cześć«, przecież to mój najgorszy wróg. Też chcesz być moim wrogiem?”.

To nie wszystko. Jakiś czas później ksiądz zlecił postawić latrynę niecały metr od ogrodzenia Krajewskich. Ci odebrali to jako próbę dokuczenia im. Pani Ela zgłosiła to na policję. Okazało się, że duchowny nie ma pozwolenia, zadzwoniła więc też do nadzoru budowlanego. Kazali rozebrać toaletę. Rozeźlony duchowny zdecydował więc, że tuż pod oknami małżeństwa postawi dwa toi-toie. Krajewscy poskarżyli się burmistrzowi. Ten przyszedł i powiedział, że owszem, zgodził się na przenośne toalety, ale tylko na czas odpustu i znacznie dalej od działki państwa Krajewskich. Dziś obok ich podwórka jest ugnieciona trawa – ślad po kloacznych pomysłach proboszcza.

Czytaj też: Samotny jak ksiądz. Biskup rozkazuje, męczą myśli o seksie

Drugi po Franciszku

Z Domagały żaden ksiądz! Bo kto to widział, żeby duchowny się tak zachowywał – mówią oburzeni wierni.

Wierny nr 1: – Kościelnego naszego w twarz uderzył przy ludziach. Kogoś innego poszarpał w kościele. Ile razy groził, że kogoś pobije, to już nie zliczę. Na Białorusi wcześniej służył, nim do nas dotarł, to pewnie nauczył się takich metod od dyktatora.

Wierny nr 2: – Był u matki po kolędzie. Kobieta, ponad 90 lat, bogobojna, a on się do niej odzywał, jakby grał w „Kiepskich”: babka przestanie gadać, babka nic nie rozumie. Jego racja zawsze najważniejsza: jakiś czas temu zarządził, że na grobach zmarłych ma leżeć tylko jedna świeczka i jedna róża. Pewnie żeby na wywozie śmieci oszczędzić.

Wierna nr 3: – Jak tylko przyszedł do nas, pierwsze, co zrobił, to rozwiązał radę parafialną. Od tylu lat nie wiemy, na co idą nasze pieniądze. Ministrantów z kościoła przepędził. Kiedyś było ich 25, teraz ledwie trzech–czterech. Niektórych oskarżył o jakieś rzekome kradzieże. Policja jeździła do szkoły i dzieci przesłuchiwała. Parafia liczy ponad 2 tys. wiernych, kiedyś na mszach było pełno ludzi. Dziś wielu z nich wybiera msze w okolicznych wsiach.

Wierna nr 4: – Mieliśmy taki piękny różaniec w kaplicy, noszony podczas procesji. Potężny, gruby, paciorki jak gęsie jaja. I zniknął. Próbowaliśmy się dowiedzieć u księdza, gdzie on jest, ale bezskutecznie.

Parafianie poskarżyli się na ks. Domagałę biskupowi kurii kieleckiej. Notariusz kurii odpisał, że przeprowadzono rozmowę z proboszczem i zobowiązano go do pojednania. – Później grzmiał z ambony, że nikt go tu nie ruszy, bo dużo pieniędzy zarabia dla biskupa. A jak dalej będziemy się skarżyć, to skończy się tak, że nam kościół zamkną – relacjonuje Paweł Masłowski. – Lubi powtarzać takie zdanie: w Watykanie rządzi papież Franciszek, a w Pacanowie ks. Domagała.

Czytaj też: Sprawa ks. Wierzbickiego jak papierek lakmusowy

Proboszcz mści się za ministra

Trudno powiedzieć, kiedy ks. Domagała uwziął się na Pawła Masłowskiego, swojego niegdysiejszego faworyta. Ich konflikt rozgorzał w czerwcu, po burzy wokół naczelniczki poczty w Pacanowie Agnieszki Głazek. Przypomnijmy: kobiecie groziło zwolnienie dyscyplinarne, bo poskarżyła się na drożyznę ministrowi Michałowi Cieślakowi, który odwiedził ich placówkę. Ostatecznie, po fali oburzenia, to minister musiał zrezygnować ze stanowiska.

Masłowski wspierał wtedy panią Agnieszkę, co nie spodobało się proboszczowi. – Podszedł do mnie, grożąc pięściami. Krzyczał, że życzy mi wszystkiego najgorszego, żeby szlag mnie trafił, a paciorki ręce powypalały – tłumaczy Masłowski. – „Co żeś narobił”, dodał, jakbym to ja ministra wyrzucił, „ja zawsze dobrze z Cieślakiem żyłem”. I jeszcze coś o pieniądzach. Później tłumaczył wikaremu, że nie żałuje tych słów, że za tego Cieślaka to powinien mi mordę obić.

Gorycz duchownego przelała się też na nastoletnią córkę Masłowskiego. Któregoś dnia podczas spowiedzi miał jej powiedzieć, że „powinna się leczyć w psychiatryku”.

Po wyjściu ks. Domagały z kościoła Paweł Masłowski i inni wierni opowiadają o tym wszystkim jednej z sióstr zakonnych. Ta tłumaczy, że jest nowa w Pacanowie, nie miała pojęcia, że takie rzeczy się tu dzieją. „Ale tak czy inaczej, to wasz proboszcz i musicie go traktować z szacunkiem” – mówi. Po czym proponuje wspólną modlitwę.

Czy biskup i kuria kielecka wiedzą, co dzieje się w Pacanowie? Znają zarzuty wiernych wobec ich proboszcza? Czy zamierzają coś z tym zrobić? Zapytaliśmy o to po powrocie z Pacanowa. Odpowiedź przyszła już następnego dnia. Kanclerz kurii ks. Adam Perz przyznaje, że dotarły do nich pewne sygnały, które są właśnie weryfikowane. I dodaje: „Czas urlopowy nie sprzyja też podejmowaniu decyzji”.

PS Ks. Leszek Domagała odmówił rozmowy z „Polityką”.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Rozmowa z filozofem, teologiem i byłym nauczycielem religii Cezarym Gawrysiem o tym, że jakość szkolnej katechezy właściwie nigdy nie obchodziła biskupów.

Jakub Halcewicz
03.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną