Szabda – trzy ulice, dwie kapliczki, jedno wzniesienie. Na nim dom – biały, zadbany, z garażem, filarami, zieloną dachówką. Tylko ogrodzony na szybko – drutem i taśmą. Na podwórzu kontener na śmieci, obok kolorowa zjeżdżalnia, dmuchany basen, zabawki i kilka worków – w jednych słoiczki dla dzieci i butelki po sokach, w innych po wódce i piwie. Mieszkający tu państwo Ch. – Paulina, lat 27, Bartosz, lat 33, i dzieci – wyprowadzili się w pośpiechu. Została tylko Majka, lat trzy. A raczej jej ciało – zimne, nieruchome.
O tym, że tam jest, wiedzieli jedynie członkowie rodziny Ch. Gniło za ścianą, w pokoju zamkniętym na klucz. Pozostałe dzieci – Marysia (lat siedem), Zuzia (pięć), Mikołaj (brat bliźniak Mai) i Bartuś (dwa lata) – nie miały do niego wstępu. Musiały wiedzieć, że stało się coś niepokojącego – zapach śmierci dojrzewał przez dwa tygodnie, aż trudno było wytrzymać. Rodzice zarządzili ucieczkę.
Maję znaleziono dzięki dekarzom, którzy 23 czerwca przyjechali na umówioną naprawę dachu. Poczuli smród, zawiadomili więc właścicielkę, od której Ch. wynajmowali dom. Ta zaś zawiadomiła służby. Strażacy wyważyli drzwi. W środku żywej duszy, tylko zdechłe z głodu szynszyle w klatkach i małe ciałko leżące w sypialni. Mundurowi i prokurator mieli z początku problem z określeniem płci. O tym, że była to dziewczynka, świadczyły tylko włosy.
Rodzice
Wieś liczy około 600 mieszkańców. Miejscowi dojeżdżają do pracy w pobliskiej Brodnicy, pielą ogrody i raczej nie interesują się, co się dzieje u sąsiadów. Wzdłuż ulicy, przy której doszło do tragedii, są pola i kilkanaście domów. Raczej okazałe, nowoczesne – niektóre czekają jeszcze na wykończenie i mieszkańców.
Ch. żyli tu od trzech lat.