Społeczeństwo

Magda i Maciek. Z kamerą na tropie biologicznej matki

Kadr z filmu „Opowiedz mi o mnie” Kadr z filmu „Opowiedz mi o mnie” mat. pr.
Nie sztuka zrobić film, którym zaszkodzi się komuś dla efektu. Nie o to nam chodziło – opowiada Maciej Miller, reżyser i operator, który na Krakowskim Festiwalu Filmowym pokazał dokument „Opowiedz mi o mnie”. Jego bohaterką jest Magda Mika, dziewczyna oddana do adopcji, po latach poszukująca swoich rodziców.
Maciej MillerArch. pryw. Maciej Miller

KATARZYNA KACZOROWSKA: Magda Mika to jedna z bohaterek reportażu „Polityki” o dorosłych adoptowanych, który ukazał się w czerwcu 2021 r. Byliście wtedy w trakcie realizacji filmu, Magda szykowała się do wyjazdu do Hiszpanii, gdzie miała nadzieję poznać swoją matkę. Jak pan wpadł na pomysł zrealizowania dokumentu opowiadającego jej historię?
MACIEJ MILLER: Punktem wyjścia był chyba mój poprzedni film „Między nami”, dokumentalny autoportret opowiadający o mnie i mojej ówczesnej partnerce, która o tym, że jest w ciąży, dowiedziała się pod koniec szóstego miesiąca. Byliśmy parą młodych ludzi kompletnie nieprzygotowanych na taką sytuację i musieliśmy sobie z tym w jakiś sposób poradzić. Sięgnąłem więc po kamerę, która towarzyszyła nam w tym procesie przyspieszonego dojrzewania. I okazało się, że ta kamera zaczęła działać na nas w sposób terapeutyczny. Otwierając nas na siebie, pozwoliła oswoić się ze zmianą i tym, co ze sobą niosła.

Prezentował pan ten film na 30 międzynarodowych festiwalach, przywiózł z nich 11 nagród, ale co ta historia ma wspólnego z Magdą, bohaterką najnowszego dokumentu?
To, że w jakimś sensie otarliśmy się o sytuację, z jaką musiała się zmierzyć Magda. Pomysł na film wziął się z Facebooka, gdzie trafiłem na grupę dorosłych adoptowanych poszukujących swoich bliskich. Ci ludzie szukają wsparcia i zasięgu, żeby odnaleźć biologiczne rodziny, matki, ojców, rodzeństwo, dziadków. Byłem zaskoczony skalą problemu, bo codziennie w tej grupie pojawiało się kilkadziesiąt postów, które w bardzo emocjonalny i poruszający sposób opisywały poszukiwania, szczątkowe informacje z przeszłości, nadzieje.

Czytaj też: Rodzinny sekret, czyli czego się nie mówi o adopcji

Też byłam na tym profilu i skala poszukiwań jest szokująca.
No właśnie. I do tego jeszcze każdy post jest poruszający, za każdym kryje się dramatyczna historia. Początkowo chciałem zrobić film o zjawisku, a więc o poszukiwaniach własnych korzeni czy prawdy o tych korzeniach.

Ale trafił pan na Magdę.
Najpierw zamieściłem w tej grupie informację i apel, że szukam osób, które chciałyby opowiedzieć o sobie w filmie. Poprosiłem je też o przesłanie krótkich nagrań z sobą zrobionych komórką. Nasz opiekun, działający w Studiu Munka z ramienia Stowarzyszenia Filmowców Polskich Paweł Łoziński, kiedy zobaczył nagranie Magdy, był poruszony jej wrażliwością. Wyczuł, że jej historia ma potencjał na film. A ja zrozumiałem, że trzeba za nią pójść. To był moment, kiedy historia zaczęła reżyserować reżysera, jak to często w dokumencie bywa i co jest najciekawszym momentem tej pracy.

Wejdę bardzo głęboko w czyjeś życie i czyjeś tajemnice, a potem zostawię tego człowieka i pójdę dalej – myślał pan o tym, przystępując do pracy nad „Opowiedz mi o mnie”?
Przede wszystkim decyzję musiałem podjąć sam, co już samo w sobie jest lekcją odpowiedzialności. Dla mnie relacja z osobą, która zgadza się wpuścić kogoś obcego do swojego życia, podzielić się swoją prywatnością, jest wielkim darem. Bardzo to doceniam. I zawsze staram się dawać coś od siebie. My – a więc nie tylko ja, ale też ekipa pracująca przy tym filmie – zaprzyjaźniliśmy się z Magdą. W trakcie pracy bardzo jej kibicowałem, teraz dzwonimy do siebie, mamy kontakt, który wynika z zaufania. Nie można więc powiedzieć, że wykorzystałem jej historię i poszedłem dalej.

Czytaj też: Gdy rodzic adopcyjny nie daje rady

Kadr z filmu „Opowiedz mi o mnie”mat. pr.Kadr z filmu „Opowiedz mi o mnie”

Co to znaczy, że sobie zaufaliście?
Reżyserowanie tego filmu polegało też na tym, że pytałem Magdę, co chciałaby zrobić, jaki ruch wykonać, szedłem za jej wyborami. Wyjazd w rodzinne strony Magdy do Lądka-Zdroju czy Hiszpanii, gdzie liczyła na to, że w końcu uda jej się poznać mamę, stanąć przed nią, porozmawiać z nią – to były jej wybory.

Co pan czuł, kiedy w tym Lądku Magda od kobiety, która prawdopodobnie zna prawdę o jej ojcu, słyszał zza zamkniętych drzwi mieszkania: „odejdź, bo wezwę policję”? Albo kiedy słyszał siostrę Magdy wyzywającą ją do telefonu i ostatecznie odmawiającą kontaktu z matką? Przecież jest się w takiej sytuacji bezradnym uczestnikiem dramatu.
Dla mnie bardzo ważne było, żeby przede wszystkim nie zaszkodzić Magdzie. Bardzo łatwo było spowodować, że ktoś, kto może jej udzielić ważnej informacji o jej bliskich, przestraszyłby się kamery. Chciałem tego uniknąć za wszelką cenę. Kiedy pojechaliśmy do Hiszpanii, to na Google Maps sprawdziłem, jak wygląda budynek, w którym mieszkała matka Magdy. A że to blok podobny do tych z wielkiej płyty, szukałem w internecie planów, żeby wiedzieć, jaki jest układ klatki schodowej. Zależało mi na tym, by odpowiednio ustawić kamerę.

Żeby przypadkiem nie wystraszyć osoby, która otworzy drzwi Magdzie?
Dokładnie. Wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, niż nam się wydawało. Bliscy Magdy otworzyli te drzwi i pogonili ją w niemiły sposób, ale mimo innego niż spodziewany układu pomieszczeń udało się nikogo kamerą nie przestraszyć i pozwolić wydarzeniom iść własnym rytmem. Zdecydowaliśmy się jednak nie umieszczać bezpośrednio tego fragmentu w filmie i pozostawić to w niedopowiedzeniu. I choć ta rozmowa Magdy, czy też raczej to, co ona słyszy w telefonie, było dla mnie wstrząsające, to jednocześnie wiem, że uszanowaliśmy prywatność i godność ludzi, którzy ją odrzucili. To było bardzo ważne.

Dlaczego?
Bo nie sztuka zrobić film, którym zaszkodzi się komuś dla efektu. Nie o to nam chodziło. Robiliśmy ten film z myślą o ludziach w podobnej sytuacji jak Magda, a więc mierzących się z pytaniami, poszukujących, ale też odrzuconych przez tę biologiczną rodzinę czy osoby znające prawdę, ale niepotrafiące o niej opowiedzieć.

Czytaj też: Życie codzienne rodziny zastępczej

Kadr z filmu „Opowiedz mi o mnie”mat. pr.Kadr z filmu „Opowiedz mi o mnie”

Ma pan za sobą pierwszą projekcję filmu, jej uczestnikiem była też Magda Mika. Jak na tę historię zareagowali widzowie w Krakowie?
Projekcja była o 15:30 w poniedziałek, co nie napawało optymizmem, bo zwykle o tej porze ludzie pracują, ale wbrew oczekiwaniom pojawiło się dużo osób i rozmowy po filmie trwały długo. Bardzo mnie to cieszy. Zbieram głosy, że film porusza, ludzie czują tę historię, emocjonalnie towarzyszą Magdzie, wspierają ją. Poruszające jest to, że słyszę od widzów: „Hej Maciek, ja w swojej rodzinie też mam podobną historię”. I wracamy do tego, co powiedziałem na początku – szokująca jest skala tych poszukiwań, tym bardziej że niełatwo jest podjąć taką decyzję, a więc ujawnić część swojego życia obcym. Mam też coraz silniejsze wrażenie, że również w moim otoczeniu są ludzie, którzy znają osoby, które trafiły do adopcji i żyją w poczuciu zawieszenia, bo nie znają prawdy o swoich biologicznych rodzicach, o tym, dlaczego matka oddała je do domu dziecka, zrezygnowała z nich. Nikt się tym nie chwali.

Jakie ma pan plany na kolejny film?
Coś bardziej optymistycznego, choć w tym filmie jest katharsis i Magda ostatecznie ustanawia swoją tożsamość sama, bez pomocy ludzi. To ważne, bo pokazuje, że jesteśmy w stanie zdecydować o tym, kim jesteśmy. Ale kolejny film chciałbym zrobić o marzeniach, pewnie zajmie nam to kilka lat. 22-minutowy film „Opowiedz mi o mnie” od pomysłu do zakończenia realizacji zajął nam trzy lata. Trafiliśmy na okres covidowy, co nam nie pomogło. Kolejny film będzie pełnometrażowy, mam nadzieję, że bez pandemii, ale już szykuję się na kilka lat pracy.

Maciej Miller – reżyser i operator filmowy. Urodził się w 1994 r. w Olsztynie. Absolwent reżyserii Gdyńskiej Szkoły Filmowej. Jego dokumentalny film dyplomowy „Między nami”, którego premierowy pokaz odbył się podczas Busan International Short Film Festival, był pokazywany na blisko 30 międzynarodowych festiwalach i zdobył 11 nagród.

Czytaj też: Dzieci zabrane, nieoddane

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama