JOANNA PODGÓRSKA: – Chodzi pani śladami swojej prababki, akuszerki Anny Czerneckiej?
SABINA JAKUBOWSKA: – Jako archeolożka z wykształcenia jestem tropicielką przeszłości. Przez wiele lat zbierałam materiały do interdyscyplinarnego doktoratu o charakterze historyczno-regionalnym, antropologiczno-kulturowym i językoznawczym. Interesowało mnie, co stoi za wyborem nadawanych imion, jakie motywacje i wartości. Analizowałam materiały zgromadzone na przestrzeni 220 lat w mojej rodzinnej wsi Jadowniki. Badałam tropy pojawiania się i zanikania różnych imion. To był swego rodzaju komentarz do rzeczywistości i pozwolił mi poznać całe tło obyczajowe mojej miejscowości.
Moi przodkowie mieszkali w Jadownikach od XVI w., a może i dawniej. Księgi metrykalne dały mi też możliwość dowiedzenia się więcej o dawnych akuszerkach. Od dziecka wiedziałam, że moja prababka była położną. W domu przechowywano jej drobiazgi akuszerskie z XIX w., np. termometr do mierzenia wody do kąpieli noworodka i najważniejszy skarb – zeszyt z 1886 r. z zapiskami prababki robionymi podczas nauki w Cesarsko-Królewskiej Szkole Położnych w Krakowie. Opisała tam szczegółowo regulaminy; w co położna powinna być ubrana, co ma mieć w kuferku, co jej wolno, a czego nie, jak przygotowywać różne substancje antyseptyczne.
A gdy studiowałam księgi metrykalne, znalazłam wpisane 2132 razy nazwisko Anny Czerneckiej jako akuszerki. Porównywałam to z datami z jej życiorysu i trudno mi było uwierzyć: jak to, ona idzie do porodu, a za chwilę sama będzie rodzić albo jest w połogu. Zafascynowało mnie, jaką była osobą; jak dzielnie podchodziła do swej misji. Dziś strata dziecka to dla kobiety tragedia na całe życie. Ona z ośmiorga straciła sześcioro, a jednak znalazła siłę, by wychować tych dwoje i pomagać kobietom.