Społeczeństwo

Kurioza na kolei, czyli wielkie i małe problemy obywatela

Poruszanie się obywateli po kraju transportem publicznym czy koncesjonowanym prywatnym nie jest prawem konstytucyjnym, ale to jednak usługi na tyle ważne, że powinny być zagwarantowane przez państwo lub przynajmniej przez nie efektywnie kontrolowane. Poruszanie się obywateli po kraju transportem publicznym czy koncesjonowanym prywatnym nie jest prawem konstytucyjnym, ale to jednak usługi na tyle ważne, że powinny być zagwarantowane przez państwo lub przynajmniej przez nie efektywnie kontrolowane. Andrey Svistunov / Unsplash
Polska nigdy nie była państwem należycie zorganizowanym, a nieprzejrzystość prostych spraw publicznych była m.in. elementem trzymania społeczeństwa w ryzach. To, że III RP kontynuuje tę niechlubną tradycję, jest czymś wręcz dramatycznym z uwagi na totalne lekceważenie obywateli.

Media są pełne dyskusji o wielkich problemach obywatelskich, np. sprawiedliwych sądach, losie osób niepełnosprawnych i biednych, tolerancji wobec społeczności LGBT czy wpływie inflacji na klasę średnią. To dyżurne tematy dla polityków wszystkich opcji politycznych, np. „Jojo” Brudziński bardzo zmyślnie perorował w Parlamencie Europejskim: „Dziś jest ważny dzień dla Polaków, święto narodowe. Ustanowiono je na pamiątkę konstytucji 3 maja, tej sprzed 231 lat, kiedy Polska reformowała się, by uniknąć rosyjsko-niemieckiego zaboru. Kiedy Polska była przykładem dla Europy, wprowadzając pierwszą konstytucję na naszym kontynencie, dającą wiele wolności najsłabszym, tym, których wyzyskiwała pańszczyzna. Chciałbym zapytać Francuzów: jakbyście się czuli, gdyby was 14 lipca ktoś próbował pouczać? Prowadził debatę na temat brutalnej reakcji policji na protesty złotych kamizelek i strofował za to wasze władze? Dlaczego więc psujecie święto Polaków? Dlaczego próbujecie odebrać nam prawo do bycia dumnymi Europejczykami w dniu naszego najważniejszego narodowego święta? To konstytucja 3 maja była wzorem dla waszych konstytucji. Dziś o tym zapominacie”.

A p. Tusk tak przekonywał: „O co chodzi Polkom i Polakom i co jest zapisane także w naszej dzisiejszej konstytucji, która czasami omijana, czasami obchodzona, czasami gwałcona, ale ciągle stanowi rękojmię, że nasze marzenia o wolnej, niepodległej, demokratycznej i praworządnej Polsce nie są mirażem, tylko są naszą codziennością i zobowiązaniem. (...) Jeśli dzisiaj z takim podziwem patrzymy na bohaterstwo narodu ukraińskiego, to musimy zdawać sobie sprawę, że przelewają krew za swoją suwerenność i niepodległość, a o to chodziło także twórcom konstytucji 3 maja. O tym także myślimy my, Polki i Polacy, każdego dnia, szczególnie teraz, w obliczu zagrożenia ze strony agresywnego sąsiada, putinowskiej Rosji”.

Wprawdzie bardziej ufam p. Tuskowi niż rzeczonemu „Jojowi”, ale nie mogę powstrzymać się od uwagi, że obu panom bardziej chodzi o bieżące paliwo polityczne niż o rzeczywiste problemy Polek i Polaków. Słusznie martwimy się 66., a więc odległym miejscem Polski w klasyfikacji wolności mediów czy dość poczesnym, bo 10. (w Europie) pod względem uczestnictwa w handlu niewolnikami, ponieważ to dość zawstydzające lokaty. Kolejni rzecznicy praw obywatelskich układają rankingi najpilniejszych spraw do załatwienia z punktu widzenia swobód obywatelskich, obejmujące np. czas oczekiwania na wyrok sądowy, tolerancję dla rasizmu, przemoc domową czy dostępność podstawowych usług medycznych, bo rzeczywiście z tym bywa różnie.

Czytaj też: LGBT, małżeństwo, zjawiska przyrodnicze i zaraźliwe

O co się martwi zwykły obywatel

Nie mam zamiaru argumentować, że politycy powinni zaniechać propagandy za sobą i swoimi partyjnymi programami. Ba, uważam, że mają prawo do bajdurzenia à la „Jojo” Brudziński, bo byłoby rzeczą zgoła irracjonalną, aby oczekiwać rozsądnej mowy od kogoś, kto myli złote kamizelki z żółtymi (może warto wprowadzić powiedzenie: „plecie jak Jojo o kolorach”).

Dalej: nie uważam, że miejsca Polski w rozmaitych rankingach nie są powodem do troski czy dumy, że trzeba ignorować coraz wolniejszą pracę sądów, przechodzić do porządku nad przemocą, mową nienawiści itd. To wszystko ważne, nawet bardzo. Ale nie tylko z tego składa się życie codzienne. Zwykły obywatel codziennie wchodzi w interakcje z innymi współobywatelami, czasem prywatnie, innym razem publicznie, czasem face to face, innym razem anonimowo. Jego jakość życia nie zależy tylko od tego, z czego jest dumny, a z czego nie, jakie święta narodowe obchodzi i ile takowych jest w roku, kto wygrywa wybory w Polsce i USA, czy był zamach w Smoleńsku, czy też „tylko” katastrofa, jak czci się żołnierzy wyklętych, co papież Franciszek opowiada o wojnie w Ukrainie lub też od tego, czy mgr Przyłębska słusznie wnioskowała o utajnienie swojego oświadczenia majątkowego, czemu powolna była p. Manowska, aczkolwiek role się, jak gdyby, zmieniły i Towarzyskie Odkrycie Prezesa złożyło petycję, aby prezeska Sądu Najwyższego, jak najbardziej stanowczo deklarująca obronę politycznej niezależności instytucji, którą kieruje, zwłaszcza tzw. Izby Dyscyplinarnej, jednak nie utajniała tego, co wcześniej uznała za godne tajności.

Pani Manowska ma tedy dylemat, bo nie wie, czy przedmiotowe oświadczenie jest tajne, czy nie. Być może przesądzi, że skoro utajniono to, co jawne, to jest jawne, ale też być może tajne, zależnie od tego, w którą stronę wieje niezależność.

To wszystko, jako się rzekło, ma ograniczony wpływ na to, co dzieje się ze zwykłym obywatelem. Inaczej ma się sprawa z tym, jak np. taka jednostka podróżuje i czego może się spodziewać, jeśli coś nie gra w warunkach odbywania podróży, a niezadowolony pasażer postanawia zwrócić się o pomoc do właściwych przedmiotowo organów państwa.

Czytaj też: Polski Ład na dziurawej tarczy

Pasażer objuczony bagażem

Tak się składa, że jeszcze zdarza mi się często podróżować, czasem prywatnie, czasem służbowo. I kilka historyjek podróżniczych znanych mi z autopsji zamierzam opowiedzieć. Przypuśćmy, że ktoś wybiera się do Krakowa z Warszawy, np. pociągiem Intercity Premium odjeżdżającym ze stołecznego Dworca Centralnego o 15:40. Podróż przebiega sprawnie, ale stajemy gdzieś w okolicach stacji Niedźwiedź (jakieś 10 minut przed stacją docelową) i można usłyszeć, że postój jest uwzględniony w rozkładzie jazdy.

Czekamy na odjazd jakieś 15 minut, aby przepuścić trzy pociągi niższej rangi niż nasz. To oczywiste, że skoro ma miejsce remont torów, to ruch musi być odcinkowo jednokierunkowy (wprawdzie w poprzednim felietonie Narodowy Strażnik reklamował pociąg równocześnie jadący w dwóch kierunkach, ale nie na tej trasie, jeno w okolicach Kielc), ale dlaczego rozkład nie może być tak skalkulowany, aby nie wstrzymywano ekskluzywnego i drogiego Pendolino? Nie ma też żadnego powodu, aby jakiekolwiek opóźnienia miały miejsce. Ktoś może powiedzieć, że jazda kwadrans dłużej nie ma większego znaczenia. Otóż nieprawda, bo wielu podróżujących nie kończy drogi pod Wawelem, ale udaje się dalej. Niektórzy czynią to busami. Już w trakcie pisania niniejszego felietonu przeczytałem o braku koordynacji pomiędzy transportem kolejowym a regionalnym autobusowym, a więc nieźle trafiłem w temat.

Tego braku korelacji doświadczyłem na własnej skórze. Mieszkam w Suchej Beskidzkiej, powiatowym mieście nieco ponad 60 km na południowy zachód od Krakowa. Kiedyś było to ważne centrum komunikacyjne, kolejowe i autobusowe, ale straciło tę rangę. Firma Polska Komunikacja Samochodowa (litery PKS były kiedyś jednym z najbardziej popularnych skrótów w Polsce) upadła (to ciekawy przypadek, wart opisania jako przykład przejmowania podstawowych instytucji świadczących usługi publiczne przez biznes prywatny) i została zastąpiona przez tzw. busy.

Początkowo jeździły tak samo jak dawniej autobusy, ale z biegiem czasu liczba kursów została znacznie ograniczona. Wiedząc o tym, zdecydowałem się na wyjazd z Warszawy o takiej godzinie, aby bez kłopotu zdążyć na któryś z przedwieczornych odjazdów do Suchej. Zdążyłem, ale gdyby pociąg nie został zatrzymany w Niedźwiedziu, zaoszczędziłbym jakąś godzinę. Tak się składa, że obecnie podróż pociągiem nie jest alternatywą dla odbywanej busem, gdyż na trasie kolejowej trwa remont. Ponoć przygotowuje się szybką linię Kraków–Zakopane. Piszę „ponoć”, bo sprawa nie jest jasna do końca – krążą plotki, że np. peron na stacji Sucha Beskidzka Zamek, zbudowanej po to, aby nie trzeba było zmieniać kierunku jazdy (każdy, kto jechał pociągiem do Zakopanego, wie, w czym rzecz), jest za krótki dla składów Pendolino.

Zobaczymy, jak to się skończy – na razie prace ślimaczą się w rzadko spotykany sposób i trzeba korzystać z zastępczej komunikacji autobusowej. W tym momencie jest siedem kursów na dobę, w tym dwa błędnie oznaczone w internetowym (oficjalnym, bo prowadzonym przez PKP Informatyka) rozkładzie jazdy, ponieważ mają symbol wskazujący na podróż odbywaną składem kolejowym. Nie wiem, co gdy pasażerów jest więcej niż miejsc w autobusach, czy dostawiane są dodatkowe autobusy, czy też podróżni mają czekać do skutku.

Dodam jeszcze dwie ciekawostki, raczej smutne. Dworzec autobusowy w Krakowie jest zaraz przy kolejowym. Wszelako schody ruchome pomiędzy nimi są nieczynne od przeszło roku. Jest wprawdzie winda, ale psuje się od czasu do czasu. I co ma wtedy zrobić podróżny, np. w podeszłym wieku i objuczony bagażem? Pewną odpowiedź uzyskałem w Suchej Beskidzkiej, gdzie przebudowano stację kolejową. Jedną z nowości było zamknięcie przejść do peronów wyznaczonych traktami po torach. Teraz trzeba korzystać z wiaduktu na szczyt, do którego prowadzi 40 schodów. Zapomniano o windzie. Zapytałem przygodnie spotkanych kolejarzy, co ma zrobić osoba niepełnosprawna na wózku. Odpowiedzieli, że sami się nad tym zastanawiają, ale nie ujawnili wniosków, do jakich doszli w wyniku podjęcia tej skomplikowanej czynności myślowej.

Czytaj też: Na niebie lepiej, na torach gorzej. Teraz strajkują maszyniści

Bus jest stworzeniem krnąbrnym

Może nie napisałbym tego felietonu, gdyby nie problemy komunikacji busowej na linii Sucha Beskidzka–Kraków. Jakiś czas temu miałem udać się do Krakowa w celu przeprowadzenia wykładu dla studentów akurat w niedzielę. W przeddzień planowanej podróży sprawdziłem rozkład jazdy i nazajutrz udałem się na przystanek, a jako człek zapobiegliwy i o niemałym doświadczeniu życiowym udałem się tam kilka minut wcześniej, bo bus, jak wiadomo, jest stworzeniem krnąbrnym i nigdy nie wiadomo, jak zachowa się względem czasu.

Niestety, nie odjechał ani ten mający kursować tylko w soboty i niedziele, ani nieco późniejszy, oznaczony jako jeżdżący od poniedziałku do piątku. Poczekałem 30 minut i w końcu jakiś bus przyjechał, ale nie o czasie rozkładowo przewidzianym. Kierowca wyjaśnił, że jedzie zgodnie z planem, ale po drodze był korek, więc się spóźnił. Ta osobliwa logika skłoniła mnie do zajęcia się sprawą. Sucha Beskidzka ma osiem przystanków w centrum, na których zatrzymują się busy jadące do Krakowa. Na trzech z nich w ogóle nie ma wywieszonego pełnego rozkładu jazdy, a na innych jest, ale nieaktualny. Zwracam uwagę, że pasażer korzystający z płatnego transportu osobowego, niezależnie od tego, czy jest on państwowy, czy prywatny, korzysta z oferty i oferent jest prawnie zobowiązany do określenia warunków, w tym rozkładu jazdy.

Czytaj też: Wielki paraliż polskich kolei. Awaria jak atak

Zwróciłem się z prośbą o wyjaśnienie do biura X-Busa (firmy świadczącej usługi na trasie Sucha Beskidzka–Kraków), ale żadnej odpowiedzi nie uzyskałem. Znalazłem internetowy portal zatytułowany Komunikacja Suska, publikujący rozkłady w całym powiecie, napisałem mail ze stosownym zapytaniem, ale odpowiedziano mi, że opierają się na wiadomościach od przewoźników i nie mają żadnych możliwości, aby cokolwiek kontrolować i egzekwować, bo ich rola jest wyłącznie informacyjna. Zapytałem, gdzie mam się zwrócić, czy do starostwa, policji, czy gdzie indziej. Dowiedziałem się, że nie jest to sprawa władz powiatowych (dziwne, bo ktoś wydaje koncesje na usługi transportowe) czy policji (dziwne, bo przestrzeganie rozkładu jazdy jest elementem porządku publicznego). Cóż, gdyby np. babcia Kasia manifestowała na rynku w Suchej Beskidzkiej przeciw rządowi, to na pewno starosta zwróciłby się do policji, aby porządek został przywrócony, i tak by się stało w wyniku zastosowania odpowiednich środków przymusu.

Kontrola sprawiedliwa, ale nierychliwa

W końcu poradzono mi zwrócić się do Urzędu Marszałkowskiego w Krakowie zajmującego się m.in. transportem drogowym na terenie województwa małopolskiego. Skorzystałem z poczty elektronicznej i otrzymałem potwierdzenie, że list został nie tylko dostarczony, ale i przeczytany. Mimo to żadnej reakcji nie było.

Po upływie 30 dni napisałem ponownie, zwracając uwagę, że sprawa nie została załatwiona w ustawowo przewidzianym terminie i zapowiadając wniosek o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec urzędników winnych lekceważenia skarg obywateli. Tym razem poskutkowało. Po paru dniach otrzymałem pismo (datowane na 14 kwietnia) następującej treści: „Departament Infrastruktury Drogowej i Transportu Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego informuje, że treść przesłanego wystąpienia została wykorzystana podczas wykonywanych działań kontrolnych. Po zakończeniu czynności, w przypadku potwierdzenia nieprawidłowości wobec przewoźnika, zostaną wyciągnięte konsekwencje. (...) Jednocześnie informujemy, że upoważnieni pracownicy Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego nadal będą prowadzić kontrolę przewozów wykonywanych przez powyższego przewoźnika”.

Wprawdzie ucieszyłem się, że moje uwagi wykorzystano podczas już podjętych czynności kontrolnych, ale niejakie zaniepokojenie wzbudziło to, że ewentualne konsekwencje pojawią się w przyszłości. Rychło okazało się, że kontrola, chociaż zapewne sprawiedliwa, jest wielce nierychliwa. 2 maja rozkładów jazdy dalej nie było w miejscach, w których być powinny, a wiszące nadal były nieaktualne. Rzeczony dzień był nietypowy, bo formalnie powszedni, ale jednak przedświąteczny. Nie wiadomo, czy busy jeżdżą wedle zasad sobotnio-niedzielnych, czy też jak od poniedziałku do piątku. Na przystanku (działo się to ok. 18) czekały od godziny dwie osoby. Przyjechał bus z Krakowa do Zawoi – kierowca zapytany, czy coś jeszcze pojedzie do Krakowa, dumnie oświadczył, że nie wie, a wszystko jest w rozkładzie.

Gdy zapytałem, w jakim, bo np. jest kurs o 18:50, stwierdził, że dzisiaj, tj. 2 maja, jest inaczej. Na oficjalnej stronie Dworca Autobusowego w Krakowie stało, że są jeszcze dwa kursy z Suchej pod Wawel, oba pomiędzy 19 a 20, ale okazało się to tylko teorią. Kontrola pewnie trwa, a jej widocznym efektem stało się to, że 8 maja nie odjechał żaden bus w rzeczonym kierunku pomiędzy 9:30 a 10:30 – w rozkładzie były dwa. Brawo, Małopolski Urząd Marszałkowski.

Czytaj też: Tory, po których nikt nie jeździ

Siedź w domu, obywatelu

Poruszanie się obywateli po kraju transportem publicznym czy koncesjonowanym prywatnym nie jest prawem konstytucyjnym (ludziska mogą w końcu siedzieć w domu na wiadomych czterech literach lub jeździć własnymi samochodami), ale to jednak usługi na tyle ważne, że powinny być zagwarantowane przez państwo lub przynajmniej przez nie efektywnie kontrolowane.

Polska nigdy nie była państwem należycie zorganizowanym, czego są rozmaite historyczne przyczyny, w szczególności brak własnej państwowości w XIX w. i okres tzw. realnego socjalizmu, w którym nieprzejrzystość prostych spraw publicznych była elementem trzymania społeczeństwa w ryzach. To, że III RP, zwłaszcza jej dobrozmienna wersja, kontynuuje tę niechlubną tradycję, jest czymś wręcz dramatycznym z uwagi na totalne lekceważenie obywateli. Wprawdzie w obliczu globalnych wstrząsów to może sprawa nie pierwszej wagi (patrz początek niniejszego felietonu), ale warto o niej pamiętać.

Czytaj też: „Ja tu tylko bilety sprzedaję!”. Z życia pasażera w Polsce

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną