Społeczeństwo

Pod brzozą nad Jeziorem Żabim

Kanibale spod Choszczna. Jak doszło do tej zbrodni?

Do zbrodni doszło 20 lat temu, przez kolejnych 15 panowała wokół niej cisza. Do zbrodni doszło 20 lat temu, przez kolejnych 15 panowała wokół niej cisza. Adela Podgórska
Nie ma ofiary, nie wiadomo nawet, kim była. Nie ma narzędzia zbrodni ani żadnego materialnego dowodu. Pomimo to sąd uznał, że pięciu panów zjadło szóstego.
Nic się w tej sprawie nie klei. Nie znaleziono żadnego fragmentu ciała ofiary. Nie trafiono na ślad tarpana, noża oraz pontonu.Adela Podgórska Nic się w tej sprawie nie klei. Nie znaleziono żadnego fragmentu ciała ofiary. Nie trafiono na ślad tarpana, noża oraz pontonu.

Takiej sprawy w kryminalistyce polskiej jeszcze nie było – mówią ludzie z przeciwnych stron barykady: policjant, który ją rozpracowywał, i adwokat jednego z oskarżonych. Z ustaleń śledztwa wynika, że pod knajpą w Puszczy Drawskiej mężczyźni w wieku ok. 20–40 lat pobili człowieka, wywieźli nad jezioro i zabili. Następnie odcięli mu głowę i „tkanki miękkie”, które upiekli nad ogniskiem i skonsumowali. Do zbrodni doszło 20 lat temu, przez kolejnych 15 panowała wokół niej cisza. Śledztwo wszczęto dopiero latem 2017 r. i już po trzech miesiącach zatrzymano domniemanych sprawców.

Jesienią zeszłego roku zapadł wyrok, wkrótce ma być apelacja, ale dla miejscowych nie to się liczy. – Zrobili z chłopaków pośmiewisko na całą Polskę, że niby człowieka zjedli – macha ręką podniszczony 40-latek ze wsi Kołki, gdzie mieszkają niemal wszyscy domniemani sprawcy.

Pegeer dawno upadł, ale Kołki nadal dzielą się na wieś pegeerowską (z asfaltem) i właściwą (z poniemieckim brukiem), nawet sklepy mają osobne. – Kto mądry, dawno stąd wyjechał. Z musu zostali starsi, a jak młody, to albo pracuje za granicą, albo busem rankiem po czwartej go zabierają do roboty, przywożą o 18 albo 20 – opowiada właściciel sklepu dla wsi właściwej.

Wiadomość od ducha

Robert M., który za kierowanie zbrodnią dostał 25 lat odsiadki (wpłacił 100 tys. zł kaucji i na apelację czeka na wolności), mieszka 150 m dalej. – Jako spawacz okrętowy pracował w Belgii, Holandii, Francji. Niemcy dopytywali o niego, gdy już siedział – opowiada matka w progu. Roberta M. nie ma w domu, ale na rozmowę z reporterem i tak się nie zgodzi, bo „ma tego wszystkiego serdecznie dość”. – Syn stracił dobrze płatną pracę, żona uciekła z dziećmi.

Polityka 15.2022 (3358) z dnia 05.04.2022; Społeczeństwo; s. 36
Oryginalny tytuł tekstu: "Pod brzozą nad Jeziorem Żabim"
Reklama