Różowo nie jest – przyznaje Kinga, 27-latka z Wrocławia, która rok temu kupiła z mężem 50-metrowe mieszkanie. W bloku po remoncie i, jak mówi, na szczęście tanie, bo za 400 tys. zł, a wkrótce potem ceny poszybowały do 11–12 tys. za metr kw. – Zaczynaliśmy spłaty od 2006 zł, bo rata była wyższa do czasu wpisania hipoteki do księgi wieczystej. Potem spadła do 1489 zł. W grudniu wynosiła 1754 zł, a od marca ma to być 2102, czyli więcej niż na początku, bez wpisu – relacjonuje Kinga, jedna z ponad 4 mln Polek i Polaków, którzy spłacają kredyty mieszkaniowe i w napięciu śledzą kolejne podwyżki stóp procentowych.
Raty rosną. Oberwaliśmy z grubej rury
W lutym Rada Polityki Pieniężnej podniosła stopy piąty raz z rzędu, tym razem z 2,25 proc. do 2,75 proc. Zapoczątkowany w październiku cykl podwyżek jest najagresywniejszy w tym stuleciu – zauważają ekonomiści Banku Pekao. Tak wysokiej stopy referencyjnej NBP nie notowano od dziewięciu lat. Uderza to we wszystkich kredytobiorców, a najbardziej w hipotecznych, bo wzięli z banków potężne kwoty, i to na wiele lat, ich też przybyło najwięcej.
Według Biura Informacji Kredytowej w zeszłym roku łączna wartość kredytów i pożyczek zwiększyła się w stosunku do 2020 aż o 33 proc., do 188 mld zł, ale kredyty hipoteczne pobiły historyczne rekordy, sięgając 89 mld zł (40,1 proc. więcej niż w 2020). Dziś jedni kredytobiorcy jeszcze czekają na informacje z banków, inni już wiedzą, o ile wzrosną im raty.
– Oberwaliśmy z grubej rury – denerwuje się Marta z Warszawy. W sierpniu wzięła z partnerem 770 tys. zł kredytu na dwie trzecie wartości czteropokojowego mieszkania z rynku wtórnego. Oprocentowanie z umowy (2,6 proc.) w grudniu wzrosło do 2,84, a teraz do 5,6 proc. – Rata urosła najpierw o niecałe 300 zł, od marca jednak zamiast 2991 płacimy 4400 zł 63 gr – Marta pokazuje nowy harmonogram spłat.
Tomasz z Lubuskiego, który przed rokiem za 230 tys. zł kupił 68-metrowe mieszkanie w kamienicy, płacił co miesiąc 1140 zł. Po podwyżkach rata skoczyła mu do prawie 1,5 tys. zł. Mireli Rossie z Gorzowa Wielkopolskiego, która 30-letni kredyt na 54-metrowe mieszkanie wzięła dziewięć lat temu, stopa urosła z 3,9 do 4,34 proc., czyli o 150 zł. Maria Grabowska dziesięć lat temu zaciągnęła w PKO BP 390 tys. zł na dom: – Kilka miesięcy temu płaciłam 1,5 tys. zł, a ostatnio z konta zeszło mi 1,7 tys., a za miesiąc to będzie ponad 1,9 tys. zł.
– Od czterech lat raty za mój kredyt, a właściwie kredyty, bo hipoteczny i konsumpcyjny, to było 800 zł z groszami. Dokładnie 806,41 zł jeszcze w grudniu. W styczniu raty wzrosły o 9 zł, w lutym o 124 zł. Jeśli będą rosły w tym tempie, zacznę panikować – mówi Karolina z północy kraju. Nie ona jedna.
Jeszcze nie musimy jeść trawy
Jak wynika ze styczniowego badania dla BIK, prawie co drugi Polak (48 proc.) obawia się, że w najbliższym kwartale jego sytuacja finansowa się pogorszy. 80 proc. badanych wiązało to z inflacją oraz wzrostem opłat za gaz, prąd, wodę. Wzrostu kosztów utrzymania bała się też 70 proc. dłużników hipotecznych, a dwie trzecie z nich dodatkowo lękało się kolejnych podwyżek stóp procentowych.
– Szlag mnie trafia, jak widzę i słyszę, że to jedyny pomysł na rozpędzoną inflację, która przecież nie wzięła się znikąd. Jeszcze bardziej wkurza mnie to, że choć niedawno moje dochody urosły, to „górkę”, którą miałam odkładać, za chwilę zeżre drożyzna i rosnące raty. I znowu zacznie się życie od pensji do pensji – komentuje Karolina, singielka z północy kraju, jeszcze przed wybuchem wojny na Ukrainie. Teraz, jak mówi, perspektywy są jeszcze gorsze, bo „przecież podrożała ropa i gaz, a złoty osłabł, nasz bank centralny ma więc w ręku argumenty za podwyżkami stóp”. Maria Grabowska wzięła kredyt z mężem: – Zarabia na tyle dobrze, że z głodu nie umieramy, ale wysokość raty stanowi prawie równowartość mojej policyjnej emerytury. Na utrzymaniu mamy jeszcze dwoje nastoletnich dzieci, trzeba więc zaciskać pasa. Tym bardziej że dom ogrzewamy gazem, który też dotkliwie drożeje.
Kinga z Wrocławia na wyższe raty postanowiła dorobić w dodatkowym projekcie, Marta z Warszawy rozważa przejście na stałe oprocentowanie, żeby ustalić górny limit raty, Tomasz z Lubuskiego od nowa przeliczył z żoną domowy budżet. – Analiza sprzed roku mówiła, że do poziomu raty 1,8 tys. zł nie będziemy musieli jeść trawy, ale wtedy inne opłaty też mieliśmy niższe. Teraz granicą spokoju jest 1,6 tys. zł, trawy więc jeszcze nie jedliśmy, ale wiosna blisko – żartuje, choć nie jest mu do śmiechu. I dodaje: – Gdy brałem kredyt, pani z banku mówiła, że stopy wiecznie niskie nie będą. Wykrakała!
Ostrzegano też innych naszych rozmówców, którzy zadłużali się przy rekordowo niskich (nawet 0,1 proc.) stopach NBP. – Nikt jednak się nie spodziewał, że raty urosną prawie o połowę w tak krótkim czasie – mówi Kinga, przyznając, że gdy słyszą z mężem o kolejnej podwyżce stóp, opadają im ręce.
Stres kredytowy
W razie kłopotów ze spłatą eksperci doradzają renegocjacje marży banku, wakacje kredytowe, wydłużenie okresu spłaty albo refinansowanie (czyli wzięcie na dogodniejszych warunkach drugiego kredytu na spłatę pierwszego). Jeśli ktoś ma oszczędności, to warto spłacić możliwie dużą część hipoteki – podpowiadają, a Mateusz Ostrowski, psychoterapeuta z Krakowa, ostrzega przed konsekwencjami zatorów płatniczych, nie tylko finansowymi: – Kredyt hipoteczny już sam w sobie jest czynnikiem stresowym z uwagi na jego wysokość i okres spłaty: to często pół życia kredytobiorcy. Znacznie dalej idzie amerykański prof. Sam Keen, który w książce o psychologii mężczyzn „Ogień w brzuchu” pisze, że zaciągając kredyt hipoteczny, mężczyzna „w pewnym sensie zostawia jedno jądro w banku”.
Wprawdzie według BIK w 2021 r. Polacy spłacali swoje zobowiązania lepiej niż kiedykolwiek, ale już od kwietnia systematycznie spada liczba wniosków o kredyt mieszkaniowy. Wszystkim przymierzającym się do kredytu Ostrowski radzi, żeby odróżnili zdolność kredytową wyliczoną przez bank od realnej, która z reguły jest niższa. – Gdy bierzemy kredyt na styk, a bank raz za razem podnosi nam raty, możemy wylądować w miejscu ofiary, która czuje się osaczona i bezwolna – mówi.
Kredyt lepiej brać na chłodno
Warto wtedy „odzyskać sprawczość”, czyli podjąć decyzję, czy chcemy naszą sytuację zmienić (rozwiązania podpowiadają doradcy kredytowi), zaakceptować („dam radę, najwyżej ograniczę inne wydatki”), czy się z niej wycofać. To decyzje trudne, niekiedy dramatyczne, bo np. wycofanie się może oznaczać sprzedaż wymarzonego lokum i zamieszkanie w wynajętym. – Lepiej więc na chłodno samemu, w parze albo w towarzystwie niezaangażowanej emocjonalnie osoby rozpatrzeć wszystkie za i przeciw. Nie ma sensu chować głowy w piasek, bo problem nie zniknie, lecz będzie narastał. Wpadniemy w pętlę zadłużenia, a długotrwały „stres kredytowy” może napędzać konflikty z partnerem czy partnerką, przełożyć się na dzieci i współpracowników, a w ekstremalnych przypadkach stać się katalizatorem zaburzeń psychicznych – mówi Ostrowski.
Warto to wziąć pod uwagę, bo szef NBP Adam Glapiński zapowiada kolejną podwyżkę stóp już na wtorkowy posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej. W ocenie ekspertów po napaści Rosji na Ukrainę stopy wzrosną co najmniej o 50 pkt. bazowych, a według Banku Pekao SA może to być wzrost o 100 pkt., a zatem stopa referencyjna wyniesie 3,75 proc. Według rynkowych prognoz sprzed wybuchu konfliktu stopa referencyjna miała w tym roku urosnąć do 4,5 proc.
Dziś nie sposób wykluczyć, że będzie jeszcze wyższa, bo sytuacja polskiego pieniądza się pogorszyła: w tym tygodniu została przebita granica 5 zł za 1 euro, frank szwajcarski przekroczył 4,90 zł, dolar kosztuje ponad 4,50. Rośnie też inflacja, a kapitał ucieka z Polski. Tymczasem jeszcze przed ostatnią podwyżką BIK szacowało, że przy średnim kredycie hipotecznym (311 tys. zł) miesięczna rata wzrosła o 347 zł w stosunku do okresu, w którym stopy procentowe były najniższe w historii. Jeśli stopy osiągną 4,5 proc., rata wzrośnie o kolejne 409 zł – szacował BIK przed konfliktem, a jego prezes dr Mariusz Cholewa podkreślał, że perspektywy dla rynku kredytowego w 2022 r. „są mocno skorelowane z czynnikami niepewności odnośnie przyszłej sytuacji gospodarczej, pandemicznej i fiskalnej”. Obecnie przede wszystkim wojennej – dodają eksperci.