Andrzej Zieliński, ps. Słowik, bo o niego tu chodzi, niedawno wyszedł zza krat i to żadna sensacja, bo od wielu lat Słowik na zmianę to wlatuje do ciupy, to z niej wyfruwa. Można rzec, że prowadzi unormowany tryb życia.
Marcin Najman, ksywka „El Testosteron”, były bokser, zawodnik MMA, biznesmen i celebryta, a ostatnio komentator polityczny w programach TVP Info, osobiście zaprosił Słowika do klatki, czyli ringu, na którym zmagają się walczaki uprawiający mieszane sztuki walki. Ogłosił, że Słowik będzie twarzą gali MMA – VIP. Okazało się, że zatrudnił go na umowę o pracę w charakterze, no cóż, bossa właśnie. Co leży w obowiązkach bossa, nie ujawniono, ale można się domyślać, że sam fakt, iż to osławiony Słowik będzie firmował galę MMA, to chwyt marketingowy, który ma ściągnąć na widowisko tłumy fanów. Nie wiadomo jedynie, czy chodzi o fanów sportu, czy też legendy świata przestępczego.
Czytaj też: Tajemnicza królowa mafii wychodzi z cienia
Jak Banasiak stał się Zielińskim
Słowik karierę przestępczą zaczynał w czasach PRL w rodzinnym Stargardzie na Pomorzu Zachodnim. Tam po raz pierwszy trafił za kraty za spowodowanie wypadku drogowego (prowadził auto bez uprawnień). W więzieniu poznał na tyle ciekawych ludzi, że wybrał ich drogę. Potem kolejne wpadki i wyroki oraz nowi znajomi. Tak poznał związanego z gangiem pruszkowskim Zygmunta R., ps. Raźniaczek lub Bolo. Zawiązała się między nimi męska przyjaźń.
Słowik, odsiadując wyroki, rwał się do wolności. Na tyle go ta tęsknota owładnęła, że nie wrócił kiedyś do więzienia z przepustki i zaczął się ukrywać. Odbywał niewysoki wyrok, do końca zostało niewiele i wydawało się bez sensu ukrywać się w takim momencie, ale kiedy człowieka goni do wolności, racjonalne argumenty nie mają znaczenia.
Poszukiwano go, ale mało gorliwie. Prowadził bujne życie, należał już do grupy pruszkowskiej i zmienił Stargard na stolicę. Tu zdobywał gangsterski autorytet i wspinał się po stopniach w przestępczej hierarchii. Był już ważną personą, kiedy poznał Monikę, dziewczynę z Saskiej Kępy.
Nosiła wtedy rodowe nazwisko: Zielińska, a on zwał się Banasiak. To była miłość, jak to się mówi, od pierwszego wejrzenia. Ślub wzięli pokazowy, w Las Vegas. Ale zanim to nastąpiło, Słowik musiał pozbyć się pogoni, czyli załatwić sprawę niepowrotu do kryminału. Dziś już wiemy, że za 120 tys. dol. (plus honorarium dla adwokata 30 tys.) zdobył akt łaski od prezydenta Wałęsy. Adwokat miał przekazać łapówkę prokuratorowi lub sędziemu opiniującemu wniosek o ułaskawienie. To jasne, że opinia okazała się pozytywna. Obdarzony łaską Słowik mógł już całkiem legalnie fruwać po wolnym świecie.
Z powodu specyfiki fachu, jakim się zajmował, uznał, że sprytnie będzie zmienić nazwisko. Przyjął więc nazwisko żony, a ona w zamian jego miano. I tak Andrzej został Zielińskim, a Monika panią Banasiak.
Czytaj też: Dlaczego taki wyrok dla pruszkowskich gangsterów?
Lot Słowika z klatki do klatki
Kiedy po zeznaniach świadka koronnego Masy do aresztu trafiła cała wierchuszka gangu pruszkowskiego, Słowik zdążył prysnąć. Dopiero po kilku latach namierzono go w Hiszpanii. Pod strażą wrócił do Polski, trafił pod sąd i utknął w kryminale na lata.
Monika czekała, deklarowała miłość, ale w końcu coś pękło, poznała bliżej innego mężczyznę. Do Słowika wiadomość o zdradzie małżonki szybko dotarła. Podobno mocno to przeżył, ale podczas sprawy rozwodowej trzymał się twardo.
Oskarżono go o udział w spisku na życie gen. Marka Papały. Proces trwał kilka lat i zakończył się uniewinnieniem. Krótko cieszył się wolnością, bo znów go przymknęli, tym razem za udział w grupie przestępczej wyłudzającej VAT. Niedawno postawiono mu kolejne zarzuty, miał wraz z innymi osadzonymi w areszcie śledczym na warszawskiej Białołęce handlować narkotykami i korumpować klawiszy. W tej sprawie odpowiadać będzie z tzw. wolnej stopy, bo w międzyczasie zamieniono mu areszt na wolnościowe środki zapobiegawcze.
Czytaj też: Historia pewnej nienawiści, czyli jak Jarek stał się Masą
Urok nowego bossa
Trzeba przyznać, że żywot Słowika obfituje w ciekawe przypadki. Kiedyś spędził kilka miesięcy w Kolumbii w charakterze zakładnika. Grupa pruszkowska kupiła od kartelu narkotykowego kokainę i dopóki nie wywiązała się z zapłaty, Słowik z Moniką byli żywym zastawem. Sprawę załatwiono pozytywnie i oboje wrócili cało i zdrowo.
Wszystkim oburzonym nową rolą w show-biznesie przydzieloną Słowikowi przez El Testosterona warto przypomnieć, że to nie pierwszy występ tego gangstera w charakterze celebryty. Kiedyś występował w teledysku z udziałem gwiazd hiphopowych Montany i Tede. Pokazywał się na galach bokserskich, gdzie serdecznie witał się z nim znany prezenter sportowy, co pokazano w relacji telewizyjnej. Bywał na trybunie vipowskiej na meczach Legii Warszawa. I z tym wszystkim nadążał w krótkich okresach wolności między jedną odsiadką a drugą.
Teraz też przerwa przed powrotem do więziennej klatki wydaje się krótka. Słowik postanowił skorzystać z propozycji Najmana, bo pieniądze nie śmierdzą, a gangster, jak każdy, z czegoś musi przecież żyć. W każdym razie on sam, Marcin Najman i kilka innych osób nie widzi nic zdrożnego w tym, że postać z przestępczego i mrocznego świata będzie teraz magnesem ściągającym do sal sportowych widzów, których urzeka nowa rola bossa.
Czytaj też: Dziewczyny mafii nie są jak postaci z filmów