Społeczeństwo

Czwarta fala. Na intensywnej terapii umierają już wszyscy

Oddział covidowy w szpitalu w Gliwicach Oddział covidowy w szpitalu w Gliwicach Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Resort zdrowia uspokaja, ale licznik covidowych zgonów jest zatrważający i raczej nie zwolni. Lekarze wiedzą, że dwa tygodnie po świątecznych spotkaniach i sylwestrowej zabawie na OIOM-ach znów będzie tłok.

Covidowa umieralność jest w Polsce zatrważająca. W przeliczeniu na milion mieszkańców Polaków umiera 18 razy więcej niż Szwedów, 10 razy więcej niż Hiszpanów, sześć razy więcej niż Brytyjczyków, choć na Wyspach dzienna liczba zakażeń w Wigilię wyniosła ponad 120 tys.

W najbliższym czasie licznik covidowych zgonów raczej nie zwolni, tak jak na moment wyhamowały zakażenia. Bo czwarta fala właśnie dotarła na respiratory. W Wigilię w całym województwie świętokrzyskim było jedno wolne miejsce respiratorowe. Zajął je 39-latek. Lekarz, który go przyjmował i widział zdjęcie rentgenowskie jego płuc, nie daje mu dużych szans na przeżycie. Zresztą na intensywnej covidowej umieralność w czwartej fali to 100 proc.

Nie reagują nawet na respirator

Podczas trzeciej fali na dziesięciu pacjentów na OIOM-ie przeżywało czterech – mówił w regionalnej telewizji Youssef Sleiman, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Czerwonej Górze. – Obecnie prawie wszyscy, którzy trafiają z covidem na oddział intensywnej terapii medycznej, kończą śmiercią, ponieważ choroba przebiega w sposób agresywny, powoduje włóknienie, często występują odmy opłucnowe i śródpiersia z powodu znacznego uszkodzenia tkanki płucnej i ci pacjenci nie reagują nawet na wentylację respiratorem.

– Ja już się boję ich podłączać do respiratora, bo żaden mi z maszyny nie schodzi – mówi anestezjolog z Małopolski, pracujący z covidowymi pacjentami od początku pandemii.

Reklama