Wręczenie nauczycielom zaproszenia na studniówkę to dopiero początek ceremonii. Potem uczniowie pojedynczo i grupowo naciskają, aby zaproszenie zostało przyjęte. Taką mamy tradycję w liceum, że się zaprasza i pisemnie, i ustnie. Pisemnie raz, a ustnie wielokrotnie. Im bardziej ceniony jest nauczyciel, tym więcej nacisków. Bardzo mi tego brakowało w zeszłym roku, gdy studniówki zostały odwołane z powodu lockdownu. Nie przekonałem się, ile jestem wart w oczach maturzystów.
Do ulubionych pedagogów pielgrzymują całe klasy i wymuszają, żeby przyjść. A ulubieńcy trzymają młodzież w niepewności nieomal do ostatniej chwili. Więc nastolatki stają na głowie, aby przekonać. Robią to nieraz z wielką pompą, aż miło popatrzeć. Ceremonia zapraszania dobiega końca, gdy dyrektor ogłasza, że dzisiaj do godz. 15 należy ostatecznie się zdecydować. Komitet studniówkowy musi podać liczbę gości. Zatem koniec zabawy z zapraszaniem.
Czytaj też: Nauka zdalna potrwa dłużej
Studniówka i covid
W poprzednim roku uczniowie nie zapraszali w ogóle, więc młodsze klasy nie widziały, jak się to robi. Tradycja wielkiej pompy została przerwana. W tym roku młodzież rzuciła nam zaproszenia jak suchy chleb kaczkom. Macie i bierzcie. Zamurowało mnie, gdy zobaczyłem wyciągniętą rękę z zaproszeniem. Tak bezceremonialnie? A potem przez wiele dni nikt się nie pofatygował, aby przekonywać do przyjścia na bal. Poczekałem jeszcze trochę, łza zakręciła mi się w oku, bo byłem przekonany, że przestałem być lubiany.
Rozejrzałem się po szkole, aby sprawdzić, kto teraz jest na fali. Ciekawiło mnie, do których nauczycieli chodzą i proszą, ale zorientowałem się, że do żadnych. Cisza. Maturzyści rzucili zaproszenia i uznali, że sprawę załatwili. No więc sam zagadałem uczniów, mówiąc, że chyba przyjdę. Przyjdę z naciskiem na chyba. Spojrzeli na mnie ze zdziwieniem, jakby zobaczyli kaczkę, która przemówiła w sprawie suchego chleba. Spojrzeli, ale nie zareagowali. Poczułem się bardzo nieważny.
Deklaracja, że chyba przyjdę na studniówkę, musiała dotrzeć do nauczycieli, bo tego samego dnia zagadała mnie koleżanka. Stwierdziła, że w tym roku nie wypada bawić się z maturzystami, gdyż ludzie umierają na covid. Żaden nauczyciel nie przyjmie zaproszenia. Idą tylko wychowawcy klas maturalnych, nawet nie wszyscy, bo przecież mogą zachorować. Sumienie każe odmówić. Teraz ja spojrzałem na koleżankę jak na kaczkę. To po co nam rzucili suchy chleb, jeśli mamy go nie przyjmować? To było jedynie pro forma? Nie rozumiem. Zapraszają nas czy nie? „Zapraszają. Ale czasy są takie, że nie wypada zaproszenia przyjąć”.
Czytaj też: Studniówki tylko dla zaszczepionych
Studniówka bez poloneza?
Dwoje uczniów poprosiło o zgodę na wyjście z lekcji, gdyż chcą iść na próbę poloneza. Nie mogłem zrozumieć, o co proszą. Tylko wy? Niech idzie cała klasa. Okazało się, że ćwiczą wybrane pary, klasa nie jest do tego potrzebna. Tego też nie mogłem pojąć. W poprzednich latach próby zaczynały się już w listopadzie. Przepadała mi co najmniej jedna lekcja w tygodniu. Podobnie innym nauczycielom. W grudniu musiałem walczyć, aby nie przepadły wszystkie lekcje, bo klasy wciąż były zabierane na próby poloneza. A w tym roku cisza. Jak wy będziecie tańczyć poloneza, jeżeli regularnie nie ćwiczycie układów? Odpowiedzieli, że cała klasa raczej nie będzie tańczyć, jedynie wybrane osoby. Niemożliwe!
Nigdy nie byłem na studniówce, na której wszyscy uczniowie nie tańczą poloneza, lecz tylko nieliczne pary. Postanowiłem nie przepuścić takiej okazji. Równie dziwna studniówka nieprędko może się powtórzyć, dlatego chciałbym na niej być. Będę miał co opowiadać kolejnym rocznikom. Może nawet sztukę napiszę o studniówce, na której młodzież stała niczym zaczarowana i tylko patrzyła, jak kilka par tańczy poloneza. To historyczne wydarzenie: polonez na dziesięć osób. Wszyscy powinni zobaczyć, jak studniówki zamieniły się w antystudniówki, a tradycja w antytradycję.
Powiedziałem więc, że chyba przyjmę zaproszenie uczniów. Przyjmę z naciskiem na chyba. Czy ktoś wie, do kogo trzeba się zgłosić, aby potwierdzić udział w imprezie? Okazało się, że nikt nie wie, ani uczeń, ani nauczyciel, więc poszedłem do dyrektora. Dowiedziałem się tylko tyle, że niepotrzebnie zawracam ludziom głowę, gdyż nie ma pewności, czy studniówka w ogóle się odbędzie. Jak będzie coś wiadomo na pewno, to komitet studniówkowy sam się zgłosi do rady pedagogicznej. Lepiej jednak, żebym nie planował udziału w zabawie, gdyż podobno idą tylko wychowawcy. Dyrektor niczego nie sugeruje, to zresztą nie jego sprawa, ponieważ studniówkę organizują rodzice, a nie szkoła.
Czytaj też: Kochani niezaszczepieni nauczyciele
Zaszczepieni przychodzą na końcu
Na pocztę służbową dostałem wiadomość, że moje starania nie poszły na marne. Mogę przyjść na studniówkę. Wprawdzie kilka osób jeszcze mi tłumaczyło, że w tym roku idą tylko wychowawcy klas maturalnych, ale przetrzymałem i ten atak. W końcu ludzie się przyzwyczaili, a niektórzy nawet uznali, że moja obecność może się przydać. Gdyby bowiem jakiś wychowawca nie mógł przyjść, to ja go zastąpię i przypilnuję klasy. I tak też zostało. Wybieram się na bal nie dla zabawy, ale by jakiś wychowawca mógł z czystym sumieniem nie przyjść, gdyby – odpukać – zachorował.
Jak już było wiadomo, że idę, wtajemniczono mnie w pewną sprawę. Otóż na razie sytuacja wygląda tak, że na bal wejść może sto osób, nie licząc zaszczepionych. Organizatorzy zastanawiają się, jak będą to kontrolować. Nie ma przecież obowiązku ujawniania, czy jest się zaszczepionym, czy nie. Nikt nie ma prawa pytać, a już na pewno do kontroli nie są upoważnieni rodzice z komitetu studniówkowego. Wprawdzie dyrektor jednego z liceów w Łodzi ogłosił, iż będzie wymagał okazania paszportu covidowego, jednak zrobiła się z tego tak wielka afera, że pewnie się wycofa z pomysłu. Jeszcze może minister Czarnek zechce ukarać dyrektora za naruszanie praw uczniów. Na szczęście mamy pomysł, jak wpuścić na bal jedynie stu niezaszczepionych.
Rodzice z komitetu studniówkowego ustalili, że sto osób wchodzi bez niczego, a potem uznajemy, że na sali jest komplet i formalnie nikogo już nie mamy prawa wpuścić. Prawo zezwala jednak, aby do limitu gości nie liczyć zaszczepionych. Zatem każdy następny gość, począwszy od osoby sto pierwszej, musi przekonać ochronę, że ma prawo wejść, ponieważ jest zaszczepiony (z własnej woli pokaże paszport covidowy). Żeby nie było zamieszania, umawiamy się, że niezaszczepieni przychodzą punktualnie lub nawet przed czasem (potem mogliby nie wejść), a zaszczepieni lekko spóźnieni. Według wstępnych wyliczeń wszystkich gości będzie 170. W tym zaszczepionych powinno być co najmniej 70 osób. Czy to realne?
Czytaj też: W szkole będzie mniej historii, a więcej teraźniejszości
Studniówka nie jest dla nauczycieli
Kiedy we wrześniu rozmawiałem z uczniami, zaszczepionych było ok. 30 proc. Ile było naprawdę, nie wiem, gdyż to tylko dane zebrane na podstawie swobodnej rozmowy. Niektórzy uczniowie bardzo się żalili na rodziców, że nie pozwolili na szczepienia. Jednak po osiągnięciu pełnoletności każdy uczeń będzie mógł się zaszczepić, nie prosząc o zgodę rodziców. Zatem jest bardzo prawdopodobne, że do końca stycznia, kiedy odbywa się nasza studniówka, klasy maturalne osiągną wymagane 40 proc. zaszczepienia. Zapewne znacznie ten poziom przekroczą. Wciąż jednak będzie to bal wysokiego ryzyka. Dlatego bawić się powinni tylko ci, dla których studniówka jest organizowana, czyli klasy maturalne. Nauczyciele, z wyjątkiem wychowawców, powinni odmówić.
Głupio być razem z uczniami na balu, gdy do środka nie zostaną wpuszczeni nawet rodzice. Dawniej przybywali tłumnie, aby popatrzeć, jak dzieci tańczą poloneza. To wzruszająca chwila. W tym roku z wiadomych powodów żadnych tłumów nie będzie na sali, jedynie uczestnicy zabawy. Im mniej, tym lepiej. Nie ma powodu, aby rodzice wchodzili, gdyż wspólnego tańczenia poloneza przez wszystkich uczniów raczej nie będzie.
Zresztą wielu rzeczy typowych dla tego zdarzenia nie będzie, choćby przedstawienia studniówkowego. Po co wystawiać kabaret, ukazujący w krzywym zwierciadle pracę nauczycieli, skoro w gronie publiczności nie będzie głównego adresata tych skeczy, czyli nauczycieli? Po co aktorzy mają się męczyć, uczyć na pamięć nieraz długich tekstów, parodiować typowe cechy belfrów, jeśli nauczyciele tego nie zobaczą? Do d… z taką studniówką!
Czytaj też: Studniówki miały być w czerwcu
Bal niepodobny do innych
Uczniowie mówią, że ich studniówka będzie taka jak matura: bardzo okrojona. Może nie powinienem na nią iść, bo pewnie będę kręcił nosem. Uczestniczyłem w ok. 30 studniówkach, więc czuję się ekspertem. Mam do czego porównać każdy kolejny bal. O poprzednich imprezach mógłbym opowiadać godzinami, tyle się zdarzyło. To były zawsze bale nad balami, a teraz czeka nas coś kompletnie innego. Czy dobrego? Może im mniej oczu to zobaczy, tym lepiej dla tegorocznych maturzystów.
To bardzo pokrzywdzony przez los rocznik. Ostatnia grupa gimnazjalistów. Gdy chodzili do trzeciej klasy gimnazjum, byli w szkole sami (młodszych klas już nie było). Jako ostatni zgasili w szkole światło, a potem wzięli udział w podwójnym naborze. Do liceum przyjęto ich mniej, bo licea i technika musiały w jednym roku pomieścić dwie grupy klas pierwszych: po gimnazjum i po podstawówce. Pół pierwszej klasy i nieomal całą drugą spędzili na nauce zdalnej.
W tym roku do szkoły chodzili w kratkę, parę razy byli bowiem na kwarantannie. Teraz idą na studniówkę niepodobną do innych. O ile w ogóle na nią pójdą. Przecież w ostatniej chwili mogą się dowiedzieć, że bale zostały zakazane. A jeśli nawet nie dojdzie do lockdownu, to na miejscu może się okazać, że przyszła połowa klasy. Reszta bowiem – ta niezaszczepiona – trafiła na kwarantannę. Może rację mają nauczyciele, że świadkami tego powinni być jedynie wychowawcy, a pozostali nauczyciele niech lepiej zostaną w domu. No cóż, chyba muszę sprawę ponownie przemyśleć. Z naciskiem na chyba, drodzy uczniowie.
Czytaj też: Poloneza nie czas zaczynać