Beata Mietła szuka brata Mariusza Perdka od sześciu lat. Kiedy zgłosiła jego zaginięcie na policji, ta rozpoczęła poszukiwania z założeniem, że popełnił samobójstwo. Ale ciała nie znaleziono do dzisiaj. – A kto zabija się tak, żeby jeszcze ukryć swoje ciało? – Beata najpierw spokojnie opowiada o tym, jak ktoś zrywał z drzew plakaty z apelem po zaginięciu jej brata, o zdziwieniu, że do poszukiwań nie włączyła się jego dziewczyna, która podczas przesłuchań wciąż zmieniała zeznania. Potem zaczyna płakać. Była tak z Mariuszem zżyta, że musiała pochować wszystkie jego zdjęcia, bo co na któreś spojrzała, to od razu miała łzy w oczach. Jak siadała do stołu, żeby coś zjeść, przy pierwszym kęsie w głowie miała jedną myśl: a jeśli on jest teraz głodny?
Dwa lata po zniknięciu Mariusza zdesperowana Beata napisała maila do administratorów strony internetowej Zaginieni przed Laty – z pytaniem, czy zamieszczą jej apel o pomoc. Odpisali, że tak. A potem zapytali, czy chce dołączyć do grupy redaktorów tej strony. – Te dwa lata od zaginięcia brata były jak piekło. Nie wiedziałam, czy jestem gotowa na czytanie listów ludzi, którzy żyją w niepewności tak jak ja. Ale wiedziałam też, co czują – opowiada Beata.
Platformy o zaginionych
Została więc jedną z redaktorek strony, na której zamieszczane są historie i apele przysyłane przez rodziny osób zaginionych. Każdą z tych opowieści, którą czytała i wrzucała do sieci, odchorowała. Do dzisiaj pamięta pierwszą sprawę, bo myślała wtedy, że zrezygnuje. Chłopak był w wieku jej brata i tak bardzo chciała, żeby odnalazł się żywy. Kiedy znaleziono jego ciało, przepłakała kilka nocy.
– Bolało. Bardzo. Do dzisiaj przerastają mnie te sprawy, które kończą się tragicznie. Choć wiem, że lepsza taka świadomość niż życie w niepewności.