Pojechaliśmy z Krystyną, lekarką anestezjolożką, na wschodnie pogranicze, w rejon Narewki, Białowieży i Hajnówki. Lekarka jako wolontariuszka, ja w charakterze kierowcy. Wyprawa na sześć dni. Wzięliśmy kupione i zebrane wśród znajomych ciepłe ubrania, czapki, rękawiczki, buty, śpiwory, folie termiczne, termosy. Trafiły potem do magazynu punktu pomocowego w Teremiskach.
Co robi wolontariusz? Pomaga aktywistom organizacji humanitarnych, np. z grupy Granica czy fundacji Ocalenie, dociera do ludzi w lesie, jeśli jest lekarzem, udziela pomocy medycznej, ale też przynosi ciepłe i suche ubrania, buty, ciepłe zupy w termosach, batoniki energetyczne, powerbanki. Próbuje ratować przybyszy od śmierci z wychłodzenia. Przynosi im też wiarę, że człowieczeństwo nadal istnieje.
1.
Na lokalnych drogach wielki ruch. Przemieszczają się konwoje wojskowe, samochody straży granicznej i wozy policyjne. Na rogatkach ustawiają się punkty kontroli. Otworzyć bagażnik! Dokąd państwo jadą? Na urlop, to po co wam tyle rzeczy?! To policjanci z Sosnowca. Następnego dnia w tym miejscu zatrzymują nas ich koledzy z Zabrza. Twardziele. Nie pojedziecie tą drogą, przylega do strefy stanu wyjątkowego. Ale tu nie ma żadnej tablicy, że strefa. Ale my jesteśmy i mówimy, że nie pojedziecie.
Lokalna ludność jest nieustannie informowana, że za pomoc migrantom grozi kara. Nie można ich karmić, ubierać i wpuszczać do domów. O każdym napotkanym obcokrajowcu natychmiast zawiadamiać straż graniczną, która zaopiekuje się uciekinierem. Aktywiści też docierają do mieszkańców i przekazują, że to propaganda mrożąca, nie ma obowiązku donoszenia i że przybyszom nie tylko można, ale należy pomagać. Wpuszczenie wychłodzonych osób do domu to powinność chrześcijańska.
Niektórzy są trochę zagubieni w tej narracji.