Społeczeństwo

Historyk będzie pomagierem władzy. Po to jest nowy przedmiot

Uczniowie gimnazjum i liceum podczas seansu filmu o Wałęsie Uczniowie gimnazjum i liceum podczas seansu filmu o Wałęsie Robert Robaszewski / Agencja Gazeta
Nauczanie historii i teraźniejszości (HiT) będzie polegało na zakładaniu nastolatkom klapek na oczy. Macie nie widzieć i nie rozumieć, co się dzieje w tym kraju. Macie nie pojmować, co władza z nami wyrabia.

Kiedy Przemysław Czarnek zapowiedział wprowadzenie do szkół ponadpodstawowych nowego przedmiotu – historii i teraźniejszości – nieliczni nauczyciele puknęli się w głowę. Większość pozazdrościła historykom. Każdemu przedmiotowcowi przydałby się taki prezent od ministra. Szczególnie w klasie maturalnej.

Polonista chciałby mieć „literaturę i teraźniejszość”, geograf „geografię i teraźniejszość”, a biolog – „biologię i teraźniejszość. Podobnie chemik, fizyk czy matematyk. Nie wyrabiamy się z realizacją podstawy programowej, dlatego każdą godzinę przyjmiemy z wdzięcznością. Nauczyciele nie będą więc zaglądać Czarnkowi w zęby, gdy zechce nam coś dać. Bierzemy, dziękujemy i prosimy o więcej takich prezentów.

Historycy skaczą z radości

Nikogo zatem nie zdziwiło, gdy kolega historyk cieszył się jak dziecko. „Nareszcie – mówił – wyrobię się z materiałem. Nigdy nie miałem czasu na najnowszą historię, a teraz będę miał do tego specjalny przedmiot. Więc jak tu się nie cieszyć?”. Ktoś zwrócił mu uwagę, że będzie musiał tłumaczyć dzieciom, iż Wałęsa był agentem Bolkiem, a komunizm obalili bracia Kaczyńscy, ale kolega nie traktował tego poważnie. „Dam radę. Najważniejsze są dodatkowe godziny”.

W pełni rozumiem historyka. Sam też na lekcjach języka polskiego nie wyrabiam się z podstawą programową. Na szczęście mam dodatkowy przedmiot: filozofię. Tak prowadzę lekcje filozofii, aby pomóc uczniom lepiej przygotować się do matury z polskiego. Gdybym nie miał tego przedmiotu, byłoby mi bardzo trudno zdążyć.

Reklama