W szarym domu znowu pusto
Dzieciobójczyni z Lublina. W szarym domu znowu pusto...
Dom przy ul. Nadbystrzyckiej w Lublinie mija się w ciszy. Czasem ktoś przystanie przed furtką, popatrzy na znicze, zaduma się i pójdzie dalej. Częściej odwróci wzrok, bo skoro tędy przechodzi, to raczej miejscowy i o tym, co się stało za ścianą wychodzącą na wąską kamienną ścieżkę, wolałby zapomnieć.
Wspominanie boli, twierdzi D. – miejscowa. Płacze, gdy tylko spojrzy w stronę ogrodzenia oddzielającego ją od niedawnej sąsiadki. Co ją podkusiło, żeby tego feralnego południa, w ostatni dzień września, zajrzeć na sąsiednie podwórko? Policjanci mówili, żeby nie patrzeć, ale nie posłuchała. Teraz pyta dziennikarzy: jak tu wymazać z głowy trzy małe ciałka przykryte czarną folią?
•••
Tu nigdy nic się nie działo – mówią miejscowi, patrząc wzdłuż ścieżki. Biedna, ale porządna okolica – dodają. Miejscowy nr 1: – Nawet furtki się na klucz nie zamyka. Bo i przed kim? Kilkanaście domów wokoło, a w nich sami emeryci i rodziny z dziećmi. Teraz już chyba z lekką przewagą emerytów.
Miejscowa nr 2: – Do tej pory głównym tematem była rzeka, która wylewa, jak mocniej popada. Wsiąka w grunt i trudno się potem chodzi pod górę.
Miejscowy nr 3: – Ja to nawet nie wiedziałem, że do tego szarego domu ktoś się sprowadził. Nie wyglądało na to.
•••
Ścieżką, którą kończy się Nadbystrzycka, można iść w górę lub w dół. W dół dojdzie się do rzeki Bystrzycy, w górę zaś do miasta. Dorota wspina się po kamiennych kostkach i jak zawsze przystaje w połowie, przy szarym domu. Jest ostatni dzień września, wczesne południe. Drzwi otwiera jej córka, 26-letnia Paulina. Stoi bez słowa, wzrok ma nieprzytomny, jakby nie spała w nocy. Tak się zdarza przy trójce małych dzieci pod dachem.