Mają swoje strony w internecie. Tam skrzykują się na demonstracje lub blokady punktów szczepień. Wrzucają filmy ze swoich akcji. To buduje im zasięgi, przysparza zwolenników. Na swoich profilach udostępniają treści polityków PiS czy Konfederacji, którzy są sceptyczni wobec szczepień.
Sami działacze ruchów antyszczepionkowych, z którymi rozmawiała POLITYKA, szacują, że w całym kraju działa ok. 200 wspierających ich organizacji. Większość powstała w ostatnich miesiącach. Często nie są nigdzie zarejestrowane. Połowa z nich liczy ok. 100 członków. Pozostałe po kilka, kilkanaście osób. Pochodzą z różnych środowisk: nacjonalistycznych, kibolskich czy nawiązujących do libertarianizmu. Coraz częściej pojawiają się wśród nich proklemowscy aktywiści. Są coraz lepiej zorganizowani, coraz bardziej agresywni. W ostatnią sobotę w Katowicach ich „Marsz Wolności” zgromadził – według policji – 3,5 tys. osób.
Kremlowscy „żołnierze”
Najbardziej rzucają się w oczy nacjonalistyczne grupy paramilitarne. Na demonstracjach antyszczepionkowych pojawiają się w moro albo w mundurach z demobilu. Przykładem może być grupa ze stowarzyszenia WON z Ostrowa Wielkopolskiego. Na ramieniu na opasce biało-czerwonej mają rysunek wyjącego wilka w konturach mapy Polski oraz napis „Wolna Odrodzona Niepodległa”. Organizacja, nigdzie niezarejestrowana, zaczęła pojawiać się na różnych imprezach antyszczepionkowych od początku tego roku.
Współpracuje blisko z Pancernymi z Poznania (mundury i czarne berety). Aktywne jest też stowarzyszenie Bydgoskie Kamractwo Rodaków, powstałe w kwietniu tego roku. Nazywają się „grupą patriotów”. Chodzą w stalowych mundurach z naszytym na ramieniu znakiem Kolovrat, zwanym też bałtycko-słowiańską swastyką.