JOANNA CIEŚLA: – Krzyczy się?
DR ZUZANNA GAZDOWSKA: – Czasem. Czasem płacze, klnie. Po to też jest psycholog sportu, żeby w chwilach porażek dać zawodnikowi bezpieczną przestrzeń, by nie musiał tłumić złości.
Jednym z ważniejszych tematów zakończonych igrzysk olimpijskich w Tokio, dość nieoczekiwanie, okazał się stan psychiczny sportowców.
To prawda. W pierwszych dniach ze startów z powodu „problemów ze zdrowiem mentalnym” zrezygnowała amerykańska supergwiazda gimnastyki Simone Biles, w trakcie meczu przed kamerami „rozsypał się” tenisista Novak Djoković, który po przegranych gemach zaczął rzucać rakietą w trybuny. A swoistym prologiem, krótko przed igrzyskami, była decyzja – także wielkiej tenisistki, która zresztą zapaliła znicz olimpijski – Naomi Osaki. Odwołała udział w turnieju Rolanda Garrosa, wyznając, że zmaga się z napadami lęku.
Sport stał się bardziej bezlitosny niż kiedyś czy sportowcy stali się bardziej skłonni ujawniać, że dręczą ich demony?
Na pewno pojawiła się większa gotowość do rozmowy na ten temat, co w pewnym sensie jest skutkiem epidemii koronawirusa. Wszyscy bardziej otwarcie rozmawiamy o zdrowiu psychicznym. O toczonych walkach z depresją już dawniej opowiadali m.in. pływak Michael Phelps czy u nas biegaczka narciarska Justyna Kowalczyk. Jednak jeszcze kilka lat temu deklaracja, że ktoś wycofuje się ze startów z powodu tego rodzaju problemów, pociągnęłaby konkluzje, że to słaby zawodnik, że nie nadaje się na sportowca.
W Polsce podobne podejście wciąż jest żywe. A przecież problemy psychiczne wśród sportowców zdarzają się znacznie częściej niż wśród „zwykłych” śmiertelników.
Depresja?