Eliasza Bykowskiego (rocznik 1984), przez przyjaciół zwanego Dexterem, trudna młodość dopadła jako 37-latka. Człowieka stabilizowanego zawodowo i życiowo.
Pod koniec lutego do drzwi domu w Dublinie, gdzie mieszka, zastukało dwóch policjantów po cywilnemu z Europejskim Nakazem Aresztowania (ENA).
Zwykle opinia publiczna ma satysfakcję, gdy kara dosięga skazanego. Gdy do kraju pod eskortą wraca gangster, który za granicą pławił się w przyjemnościach za pieniądze z przestępstw. Lecz historia Eliasza jest zupełnie inna.
Wycofany
Kiedy popełnił pierwszy błąd, który zaciążył na jego życiu? Może gdy miał dziewięć lat i rodzice brali rozwód? Mama odchodziła od męża mieszającego lek psychotropowy clonozepam z alkoholem. Młodszego o pięć lat brata nikt nie pytał o zdanie. Eliasza zapytano w sądzie, z kim wolałby zostać. Wybrał tatę. Był zły na mamę, że próbowała sobie ułożyć życie z kimś innym, że odchodzi. Wyjechała za granicę. Eliasz został w Sopocie, w domu przy Grunwaldzkiej. W drugiej części tego domu mieszkała babcia, do której zawsze uciekał, gdy ojciec zapił.
Właściwie to babcia, emerytowana radczyni prawna, utrzymywała dom, bo ojciec, prawnik od prawa patentowego, przez alkohol ciągle tracił pracę. Po pijaku robił awantury. – Trudno się było na niego gniewać – opowiada syn – bo przez tę mieszankę clonozepamu z alkoholem następnego dnia nic nie pamiętał.
A on był dzieckiem z kategorii tych, z którymi nasz system szkolny wciąż sobie nie radzi. Uważał, że w szkole jest nudno. W domu, przy komputerze, dużo ciekawiej. – Babcia była złotą duszą, ale nie wydaje się, by miała pomysł i siły na wychowywanie dzieciaka, który był uparty jak osioł, z wrodzoną niechęcią do ograniczeń wolności.