Społeczeństwo

Między urodą a brzydotą

Moda na samoupiększanie

Medycyna estetyczna jest jedną z nielicznych branż, którym w pandemii wiodło się świetnie. Medycyna estetyczna jest jedną z nielicznych branż, którym w pandemii wiodło się świetnie. Marta Frej
Moda na upiększanie trafiła pod strzechy: botoks można już sobie wstrzykiwać samodzielnie. Odmładzacz to kosmetyczny standard. Tuż obok wyrasta „moda na brzydotę”, czyli demonstracyjny naturalizm. Który trend weźmie górę?
Jakkolwiek rozumieć obowiązujące dziś kanony piękna, jedno jest pewne – wydłużająca się druga część życia wymusza na nas uważniejsze zajęcie się ciałem.Niki Litov/Polityka Jakkolwiek rozumieć obowiązujące dziś kanony piękna, jedno jest pewne – wydłużająca się druga część życia wymusza na nas uważniejsze zajęcie się ciałem.

Instrukcje, jak samemu wstrzyknąć sobie botoks, można znaleźć na YouTubie. W dziesiątkach wariantów. W wersjach dla kobiet i mężczyzn. Wierząc temu, co sfilmowano: nic trudnego. I do tego tanio – ten sam modny preparat, który kliniki medycyny estetycznej oferują za grubo ponad tysiąc złotych, w sklepach internetowych kosztuje nieco ponad trzysta. I da się go sobie zaaplikować samemu. Trzeba tylko – jak pouczają internetowi blogerzy – wybrać wersję wypełniacza w ampułkostrzykawce, żeby nie bawić się w dobieranie igieł.

Pani A. spróbowała domowego wstrzykiwania, gdy siedziała na zdalnym. Zakupiła opakowanie przez internet (oświadczając, zgodnie z regulaminem sklepu, że jest lekarzem albo kosmetologiem) i zgodnie z instrukcją rozrysowała kredką do brwi na twarzy odpowiednie linie, a w miejscach ich przecięć zaznaczyła punkty, w które należało się wbić. Żeby mieć pewność, na jaką głębokość nakłuwać, obejrzała kilkanaście filmów reklamowych renomowanych klinik medycyny estetycznej. Oraz relację ulubionej blogerki, oczywiście. Trochę piekło, a pod skórą pojawiły się wyraźne wypukłości, ale po wszystkim twarz pani A. wyglądała lepiej.

Nakłuwanie domowe

Każdy znający się na rzeczy lekarz medycyny estetycznej – świadom, jak wiele „punktów wysokiego ryzyka” znajduje się na twarzy – złapałby się za głowę, słysząc o przypadku pani A. Jednak ona w przyszłości zamierza testować kolejne zdobycze medycyny estetycznej w wersji home. Ulubiona blogerka co dwa tygodnie wrzuca nowy filmik, nakręcony w pięknie urządzonej sypialni gdzieś w Stanach, i podpowiada, co kupić. W planach A. jest więc: mezoterapia igłowa, botoks na lwią zmarszczkę na czole, preparat hamujący potliwość pach i kilka specyfików nawilżających, w tym jeden, w którym pokłada szczególne nadzieje – oparty na DNA łososia.

Polityka 28.2021 (3320) z dnia 06.07.2021; Społeczeństwo; s. 28
Oryginalny tytuł tekstu: "Między urodą a brzydotą"
Reklama