Choć zalecana jest ostrożność w porównaniach rezultatów roku do roku, rzuca się w oczy, że są one bardzo podobne do tych uzyskiwanych przez nastolatki w poprzedniej i jeszcze wcześniejszej sesji. Z jednym wyjątkiem: języka angielskiego, z którym starsi koledzy ubiegłorocznych ósmoklasistów radzili sobie znacznie gorzej. Ale też wymagania z tego właśnie przedmiotu zostały tym razem mocno ograniczone w ramach ułatwiania życia rocznikowi, który niemal półtora roku w końcówce szkoły podstawowej spędził na nauce zdalnej. Jak ogłoszono jeszcze w grudniu, ogólny oczekiwany poziom biegłości językowej obniżono do A2, czyli początkującego.
Egzaminy. Ulga, że to już przeszłość
Z polskiego i matematyki egzaminowani także rozwiązywali mniej zadań. Bezpośrednio po testach przyznawali zresztą, że były one dość proste. Można narzekać, że w tych okolicznościach uzyskane wyniki ogólnie nie powalają, można też się pocieszać, że perturbacje w nauce radykalnie nie odbiły się na niekorzyść. Dominujące uczucie większości egzaminowanych i ich rodziców to ulga, że mają to już za sobą. Zwłaszcza że egzaminu ósmoklasisty nie można było nie zdać.
Jaka szkoła nas teraz czeka?
Ci zdeterminowani, by dostać się do wybranej szkoły średniej, przeżyją jednak jeszcze kilkanaście dni w pewnym napięciu. Dopiero po uzyskaniu oficjalnych wyników egzaminu można dokończyć formalności rekrutacyjne do liceów i techników. Listy zakwalifikowanych powinny pojawić się 22 lipca, potem trzeba potwierdzić wolę nauki w wybranej szkole. Wreszcie 2 sierpnia dla większości uczniów już wszystko powinno być jasne – listy kandydatów przyjętych i nieprzyjętych zostaną opublikowane. Potem cztery tygodnie – i do szkoły.
Ale jaka ta szkoła będzie, czy nawet ci, którzy dostaną się do wymarzonego liceum, zastaną w nim to, czego oczekiwali – tego w świetle planów rządu, wymierzonych w autonomię szkół, nie można być pewnym. Warto o tym pamiętać nawet w tym – z założenia – dniu ulgi.
Czytaj też: Wyniki egzaminu ósmoklasistów. Licea powalczą o najlepszych