W krajach anglosaskich o postaciach takich jak on mówi się, że są „większe niż życie”. Trudno znaleźć kogoś, kto do tego określenia pasowałby lepiej niż prof. Zbigniew Andrzej Pełczyński. Weteran powstania warszawskiego, na Wyspy trafił tuż po II wojnie. Albion szybko stał się jego drugim domem, choć o tym pierwszym – Polsce – nigdy nie zapomniał.
Po doktoracie na Uniwersytecie Oksfordzkim poświęcił się karierze akademickiej i stał się wybitnym autorytetem w dziedzinie teorii polityki. Równolegle, co w świecie zawodowej nauki zdarza się rzadko, ogromną wagę przywiązywał do roli pedagoga. Wychował setki studentów, których zawsze bardzo hojnie obdarowywał wiedzą, a przede wszystkim swoim czasem. Wśród nich byli późniejsi światowej sławy naukowcy, politycy, liderzy opinii – m.in. prezydent USA Bill Clinton czy szef polskiego MSZ Radosław Sikorski. Nigdy nie był zbyt zajęty, żeby z nimi porozmawiać, przedyskutować pomysły, wskazać właściwy kierunek dalszej drogi rozwoju.
Prof. Pełczyński i jego wielkie marzenie
Studenci z Polski, których na początku jego kariery w Oksfordzie było niewielu, zajmowali w jego sercu miejsce szczególne. Odegrał fundamentalną rolę nie tylko w powiększaniu tej społeczności, ale również w animowaniu jej życia w murach uczelni. Był jednym z pierwszych opiekunów Oxford University Polish Society – stowarzyszenia, które przez dekady pomagało utrzymać studentom kontakt z ojczyzną i promować polską naukę i kulturę na tej prawdziwie globalnej scenie. Dla prof. Pełczyńskiego było ważne, by Polaków w Oksfordzie było coraz więcej, by czuli się tam coraz lepiej i odgrywali coraz ważniejsze role.