Nijaki koniec szkoły. Ten rocznik jako pierwszy odejdzie bez śladu
Zagubieni absolwenci. Ten rocznik jako pierwszy odejdzie bez śladu
Nauka w klasach maturalnych skończyła się sześć tygodni temu, a dwa tygodnie temu odbył się ostatni egzamin. Do tegorocznych absolwentów to jednak nie dociera. Wciąż przychodzą do szkoły, szukają kontaktu z nauczycielami, chcą brać udział w lekcjach. Jakby nie rozumieli, że ich przygoda z liceum to już rozdział zamknięty.
Codziennie spotykam jakiegoś absolwenta. Jednego wyprosiłem z lekcji, ponieważ miałem omawiać sprawdziany. Młodsi koledzy mogliby czuć się skrępowani, gdyby uwagi na ich temat trafiły do byłego już ucznia. Dlatego poprosiłem, aby na tej lekcji nie był. Chwilę później dowiedziałem się, że portierka nie chce go wypuścić. Była przekonana, iż to uczeń, który chce iść na wagary.
Nie było rytuału przyjęcia
Klasy pierwsze wciąż czują się w szkole obco. Jak nie u siebie. Nie było bowiem rytuału przyjęcia do liceum. Nie było immatrykulacji. Uroczystość zaprzysiężenia pierwszoklasistów tradycyjnie odbywa się w Dniu Edukacji Narodowej, czyli 14 października. Tylko że wtedy byliśmy od dwóch tygodni w systemie nauczania online, więc żadnej immatrykulacji nie zorganizowano. To był pierwszy rocznik w długoletniej historii szkoły, który nie stał na baczność przed sztandarem, nie składał przysięgi i nie śpiewał hymnu szkoły: „Oto apel do wszystkich, którym człowiek jest bliski”. To pierwszy rocznik, dla którego człowiek był daleki. Do tej pory mam wrażenie, że nie znam ludzi, których uczę.
Jako nauczyciel głęboko wierzę, iż w szkole nie ma fali. Klasy starsze nie urządzają ostrego przyjęcia klasom młodszym. Czasem jednak coś do nas dochodzi i wtedy rozumiemy, że brak fali to raczej nasze pobożne życzenia, a nie rzeczywistość.