W kancelarii mecenas Emilii Mądreckiej sypią się imiona i nazwiska świadków, prokuratorów, policjantów. Wątki główne i poboczne. Archiwum śledztwa, procesu, umorzenia sprawy z powodu „braku znamion czynu zabronionego”, wreszcie procesu w sądzie okręgowym. Adwokatka reprezentująca dr Katarzynę Stelczyk nie kryje, że sprawa śmierci Marii to temat dla policyjnego Archiwum X.
– Odkąd okazało się, że nie można za śmierć Marii W. skazać Katarzyny Stelczyk, nikt nie podjął sprawy i nie wyjaśnił tego, co spotkało jej pacjentkę. Nie rozumiem tego braku dociekliwości śledczych – przyznaje mecenas Mądrecka.
Bo Maria W., a raczej jej śmierć w listopadzie 2008 r., to jest klucz do tego, co spotkało dr Katarzynę Stelczyk, chirurg plastyczną z Wrocławia, która była u szczytu kariery, a dziś ma tylko długi i zaszarganą opinię w branży.
Żeby pupa była jędrna
31 października 2008 r. na sali operacyjnej wynajmowanej przez dr Stelczyk w szpitalu MSWiA we Wrocławiu, w obecności anestezjologa i dwóch pielęgniarek, u Marii W. lekarka przeprowadziła zabieg wstrzyknięcia w pośladki kwasu hialuronowego nową wtedy w Polsce metodą Macrolane. Stelczyk była jedną z 11 polskich chirurgów plastycznych przeszkolonych w tej metodzie (uczyła się jej również za granicą), wyróżnioną tytułem „Ambasadora marki Macrolane”. Zabieg trwał ok. 20 minut, w znieczuleniu miejscowym. Polegał na wprowadzeniu w każdy pośladek 50 ml kwasu hialuronowego – poprzez mikronacięcie skóry. Kwas hialuronowy, wtedy nowość w modelowaniu ciała na rynku medycyny estetycznej, dzisiaj jest jednym z podstawowych środków do wypełniania zmarszczek. I jak twierdzą zgodnie eksperci, najbardziej bezpiecznym.
Po zabiegu Maria W. została przewieziona do sali pooperacyjnej na obserwację.