Chodzi o 82,5 tys. ha państwowych gruntów o wartości nawet 4 mld zł. (Królestwo Bahrajnu ma ok. 70 tys. ha). Kościół grunty odsprzedaje albo buduje na nich luksusowe obiekty, mimo że ustawa nakazuje mu prowadzić gospodarstwa rolne. Wszystko trwa od 30 lat. I nie wygląda na to, żeby szybko miało się skończyć, bo nie dość, że przepisy sprzyjają Kościołowi, to ten nader sprytnie je wykorzystuje. – To system permanentnego drenażu majątku państwa przez Kościół katolicki – komentuje dr hab. Paweł Borecki z Zakładu Prawa Wyznaniowego Uniwersytetu Warszawskiego. Dodając, że żadna instytucja państwa tego nie kontroluje, a skala zjawiska nie przebija się do opinii publicznej.
Kościół stosuje w tej sprawie trick, którego nie przewidział ustawodawca: otrzymane za darmo ziemie często sprzedaje, a potem zabiega o kolejne, też oczywiście bezpłatnie. To możliwe dzięki art. 70a – „niewinnej” poprawce, jaką do ustawy o stosunku państwa do Kościoła katolickiego wprowadzono w 1991 r. Zgodnie z nią kościelnym osobom prawnym na tzw. Ziemiach Odzyskanych prawo pozwala za darmo przejmować grunty rolne Skarbu Państwa, np. zakony mogą dostać do 5 ha (do 50 ha, jeśli prowadzą działalność opiekuńczą, wychowawczą albo charytatywną), parafie do 15 ha, a diecezje i seminaria do 50 ha.
Innych ograniczeń ustawodawca nie narzucił, dzięki czemu Kościół może składać wnioski wielokrotnie i bez końca, jeśli tylko wyzbędzie się części ziemi i zejdzie poniżej ustawowego limitu.
„Na przykład na Dolnym Śląsku niektóre parafie dorabiały sobie na obrocie ziemią, wielokrotnie występując o przyznanie im ustawowych 15 ha. Gdy je otrzymywały, sprzedawały i ponownie upominały się o swoje” – pisała POLITYKA, a „Gazeta Wyborcza” ujawniała, że archidiecezja gdańska przejmuje atrakcyjne tereny nadmorskie i w okolicach Trójmiasta, które potem sprzedaje pośrednikom.