Ani kłopoty wizerunkowe Kościoła – skandale pedofilskie czy polityczne zblatowanie z władzą – ani obostrzenia sanitarne nie zahamowały rytuału – bardziej dziś zresztą społeczno-obyczajowego niż duchowo-religijnego. Tegorocznym hitem są duże namioty, które można rozstawić przed domem w ogrodzie. Warto go wypożyczyć (1,5–2 tys. zł), bo pomieści do 30 gości. Mieszkańcy blokowisk mają trudniej, co często zmusza ich do zejścia do podziemia.
– Nie mieliśmy warunków, by przyjąć dwadzieścia osób w 60-metrowym mieszkaniu, dlatego zrobiliśmy przyjęcie w restauracji u znajomego – opowiada Maria, mama ośmiolatki. – Nikogo poza rodziną nie było.
Zniecierpliwienie
Pierwszokomunijne emocje tliły się od miesięcy. Przez pandemię nie było jasne, czy komunie w ogóle się odbędą. Sprawa nie jest błaha. Według Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego rokrocznie do pierwszej komunii przystępuje około 300 tys. dzieci. Statystycznie tegoroczna sytuacja jest dość skomplikowana. W 2020 r. wielu rodziców, przestraszonych pandemią, przekładało komunie na wrzesień, większość jednak na rok następny. Tak było w rodzinie Marii: – Córka przystąpiła w tym roku do komunii ze starszą kuzynką, której komunia została odroczona.
W tym roku zdrowotne dylematy były podobne – bo wirus nie dość, że nie zniknął, to przez całą wiosnę zbierał śmiertelne żniwo. Jednak większość rodzin nie chciała dalszego przekładania uroczystości. Wirus przez rok spowszedniał. Górę brało zniecierpliwienie i chęć powrotu do normalności.
Wiążące decyzje w sprawie tegorocznych komunii w większości diecezji w Polsce zapadły pod koniec kwietnia. I to był już naprawdę ostatni dzwonek. Izabela Gronkowska-Karp, prowadząca cukiernię w podwarszawskim Józefowie, po drugim majowym weekendzie była szczęśliwa, bo interes rozkwitł, ale i potwornie zmęczona.