Społeczeństwo

Przekop Mierzei Wiślanej na półmetku. Przyroda nie zaleczy ran

Punkt widokowy przy budowie przekopu przez Mierzeję Wiślaną Punkt widokowy przy budowie przekopu przez Mierzeję Wiślaną Bartosz Bańka / Agencja Gazeta
Mierzeja Wiślana utraciła ciągłość, została rozcięta na dwie części. Nawet gdyby zmiana władzy nastąpiła dziś, nie ma już powrotu do status quo ante.

„Przekroczyliśmy półmetek prac na przekopie Mierzei Wiślanej. Nie ma powodów, dla których nastąpiłoby jakiekolwiek opóźnienie robót” – obwieścił w rozmowie z Polskim Radiem minister infrastruktury Andrzej Adamczyk. „Na samej mierzei trwają prace inżynieryjne. Wyszliśmy już z ziemi, wszystkie obiekty żelbetowe, mostowe, mosty obrotowe, śluza nabrały bardzo realnego kształtu, zostały zabite i zabetonowane ściany kanału” – wyliczał szef resortu. Przypomniał, że niedawno podpisana została umowa na drugi etap prac – polegający głównie na udrożnieniu szlaku żeglugowego do Elbląga. Według najnowszych zapowiedzi ministra przekop ma być gotów w 2023 r.

Inwestycja, formalnie zwana „drogą wodną łączącą Zalew Wiślany z Zatoką Gdańską”, weszła w taką fazę, że nie ma odwrotu i powrotu do status quo ante. Mierzeja Wiślana utraciła ciągłość, została rozcięta na dwie części. Nawet gdyby zmiana władzy nastąpiła dziś i nowa ekipa miała diametralnie odmienny pogląd na temat celowości inwestycji, to trudno byłoby o dobre rozwiązanie. Nie byłoby nim wstrzymanie prac i zdanie się na wyroki losu, jak niegdyś stało się z budową elektrowni jądrowej w Żarnowcu. Pozostaje wrzucać pieniądze do worka bez dna albo raczej w muł zalewu.

Po wsze czasy. Bo wspomniany drugi etap budowy – wykonanie toru podejściowego do Elbląga – nie będzie działaniem jednorazowym, które rozwiąże sprawę na długo. Tor będzie wymagał regularnego pogłębiania z powodu obecnego w akwenie mułu.

Nieopłacalny i szkodliwy dla przyrody

Przycichli ekolodzy i samorząd województwa pomorskiego – główni oponenci inwestycji, przez pisowską władzę regularnie oskarżani o sprzyjanie Rosji. Pozostało im co najwyżej monitorowanie realizacji projektu. Bo o czym tu mówić, skoro wszystkie argumenty już padły i okazały się bez znaczenia dla rządzących?

„Polityka” od dawna pisała, że projekt nie ma ekonomicznego uzasadnienia, że pożytki, jakie może przynieść, są przeszacowane, a straty w przyrodzie zaniżone. Jeszcze w marcu 2019 r. resort gospodarki morskiej określał koszt budowy na 880 mln zł, by za moment podbić kwotę do 1,9 mld zł (wzrost o 115 proc.). Tymczasem dokument „Analiza kosztów i korzyści społeczno-ekonomicznych dla Programu Wieloletniego Budowa Drogi Wodnej Łączącej Zalew Wiślany z Zatoką Gdańską”, sporządzony w 2016 r. jako uzasadnienie przedsięwzięcia, zawiera stwierdzenie: „Przy wzroście nakładów inwestycyjnych o 20 proc. projekt jest poniżej minimalnego progu społeczno-ekonomicznej stopy zwrotu”. Słowem, nieopłacalny. Nawiasem mówiąc, od początku trudno było o ekonomistów, którzy traktowaliby to wyliczenie serio. Uchodziło za mocno naciągane, stworzone po to, by nadać logiczny wymiar politycznej woli.

Zaś pożytki z turystyki jachtowej, która prawdopodobnie zwiększy ruch w tej części regionu, to za mało jak na taki wydatek i szkody w chronionej przyrodzie (m.in. Natura 2000 siedliskowa i ptasia) oraz krajobrazie. Zresztą nadzieje na masowy przypływ zagranicznych jachtów dalekomorskich studzą żeglarze z rejonu Zalewu Wiślanego – akwen jest zbyt płytki dla takich większych jednostek, a żeglowanie po torze podejściowym do portu to w tym środowisku słaba atrakcja.

Kabaret o Zalewie Wiślanym

Gdy coraz bardziej widoczne stawało się to, co oponenci podnosili od początku – że sensu ekonomicznego kanał jednak nie ma, że nawet przy starych kosztach kilku stuleci by trzeba, żeby inwestycja się zwróciła – rząd zmienił front. Już nie tyle pomyślność gospodarcza, rozwój Elbląga i regionu miały być głównym celem przedsięwzięcia, ile jego znaczenie dla bezpieczeństwa państwa, ochrony naszych granic po aneksji Krymu przez Rosję. A wiadomo – wolność, suwerenność warte są każdych pieniędzy. Wcześniej te argumenty też się pojawiały, ale nie jako pierwszoplanowe.

W związku z tym przestawieniem akcentów na przekopie „poległ” generał broni Mirosław Różański, były dowódca generalny Rodzajów Sił Zbrojnych. Nie chciał firmować swoim nazwiskiem kabaretowej opowieści o militarnym znaczeniu Zalewu Wiślanego (średnia głębokość 2,7, maksymalna 5,2 m) i został odwołany ze stanowiska.

Z powodów przyrodniczych „poległa” Danuta Makowska, szefowa Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Gdańsku, notabene z nadania PiS. Poszło o niezgodną z oczekiwaniami polityków opinię, która była potrzebna do wydania przez RDOŚ w Olsztynie pozytywnej decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla kanału. Olsztyńska RDOŚ uznała, że przekop zbytnio nie zaszkodzi przyrodzie. Ba, opatrzyła decyzję (grudzień 2018 r.) rygorem natychmiastowej wykonalności. Odwołali się od niej do Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska samorząd województwa pomorskiego i ekolodzy. Ale za sprawą wspomnianego już rygoru prace ruszyły pełną parą. Bez czekania na rozstrzygnięcie procedury odwoławczej. Typowe działanie metodą faktów dokonanych.

GDOŚ po wielokroć przesuwała termin rozstrzygnięcia, by wreszcie po blisko dwóch latach, kiedy prace budowlane były zaawansowane, utrzymać w mocy (jakże by inaczej) decyzję Olsztyna. Choć z modyfikacjami „brzmienia szeregu warunków realizacji inwestycji minimalizujących jej wpływ na środowisko”.

Prezes PiS stawia sobie pomnik

Przekop ma swoich zwolenników po obu stronach politycznej barykady. Przez wiele lat był klasyczną kiełbasą wyborczą oferowaną mieszkańcom Elbląga przez wszystkie siły polityczne. Był też idée fixe zwalniającą elblążan i władze regionu z poszukiwania innych możliwości rozwojowych. (Ileż świetnych pomysłów można by wcielić w życie za te prawie 2 mld zł). Ma on swoich sympatyków w całej Polsce – wśród osób nastawionych antyrosyjsko, które tęsknią za czymś w rodzaju gestu Kozakiewicza. Część tych osób ograniczenia żeglugi przez Cieśninę Piławską postrzegała jako zamach na suwerenność, cios wymierzony w narodową dumę.

Zapewne jednak nie byłoby tej wielkiej budowy, gdyby nie osobista wola Jarosława Kaczyńskiego. Nie byłoby też takiej determinacji w działaniu różnych urzędów. Ten przekop to pomnik, który prezes PiS stawia sobie za nasze, podatników, pieniądze. Kaczyński osobiście obiecał elblążanom, że ich miasto wyposażone w wyjście na Bałtyk stanie się czwartym pod względem wielkości portem RP (2013 r. – przedterminowe wybory prezydenta Elbląga). Jesienią 2018, przed kolejnymi wyborami samorządowymi, nawiedził mierzeję, by wkopać uroczyście ostatni słupek geodezyjny wyznaczający przebieg kanału. Transmitowała to na żywo TVP Info.

Jest duże prawdopodobieństwo, że gdyby nie wola prezesa, przekop podzieliłby los innych pisowskich projektów, mniejszych i większych. Jak, nie szukając daleko, projekt promu, który miał powstać w Szczecinie i uratować państwową stocznię, a nie wyszedł poza fazę rdzewiejącej stępki. I nawiasem mówiąc, szkoda, że prezes nie zaangażował się w tego typu zamierzenie – mniej kontrowersyjne, bardziej konstruktywne, użyteczne, praktyczne, choć może nie tak spektakularne. I bez tła w postaci przesłania „czyńcie sobie ziemię poddaną”.

Gra z naturą na styku morza z lądem

Czy natura się podda? Morze zabrało wkopany przez prezesa słupek i wyrzuciło w innym miejscu. Nomen omen. Cały czas wielką niewiadomą pozostaje wpływ inwestycji na procesy brzegowe (np. jaki będzie jej zasięg oddziaływania na plaże na wschód od przekopu). Oczywiście urzędy odpowiedzialne za budowę zapewniają, że będzie dobrze. Że wcześniej były prowadzone różne analizy, badania. Ale w przypadku sił natury nie ma gwarancji. A przykładów, gdy przewidywania zawiodły, bynajmniej nie brak. No i obecnie takie opracowania opierają się na symulacjach komputerowych, uproszczonych, nieuwzględniających całej złożoności procesów zachodzących na styku morza z lądem. To nie są badania laboratoryjne z użyciem modeli wykonanych w skali. A przecież teraz, przy podnoszeniu się poziomu mórz, przy zmianach klimatu, nasileniu się gwałtownych zjawisk atmosferycznych, niewiadomych nie ubyło, a przybyło.

Poza tym, gdy w grę wchodzi wola polityczna, maleją gwarancje, że w sposób należyty uwzględniono wszystkie przesłanki. Że skoncentrowano się na realiach, a nie na oczekiwaniach tego, którego wola się liczy.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną