Już 17 maja – tak przynajmniej zapowiada rząd – dzieci i nastolatki z klas 4–8 oraz ze szkół średnich mają rozpocząć naukę hybrydową. Powrót do nauki stacjonarnej wszystkich uczniów przewidziano na poniedziałek 31 maja. W kalendarzu do wakacji kawał czasu. W szkolnej rzeczywistości znacznie mniej. Po pierwsze, nauka hybrydowa oznacza, że do budynku może wejść jednocześnie połowa uczniów. Druga połowa nadal będzie się uczyć zdalnie. Co jakiś czas nastąpi zamiana. Do tego podstawówkom wypadają z grafiku dni od 25 do 27 maja (nie ma lekcji – ani stacjonarnych, ani zdalnych – z powodu egzaminu ósmoklasisty).
Czerwcowa nauka stacjonarna też będzie przerywana. 1 czerwca, w Dzień Dziecka, nieliczni prowadzą standardowe zajęcia. W czwartek 3 czerwca wypada Boże Ciało, a kolejny dzień – piątek – zwyczajowo jest dla uczniów wolny jako tzw. dzień dyrektorski. Nauka potrwa do 24 czerwca, bo 25 to już zakończenie roku. Jednak trzeba zastrzec, że oceny końcowe w wielu szkołach wystawione mają być już 10, w innych najpóźniej 18 czerwca.
Jeśli to wszystko zliczyć, okaże się, że uczniowie będą się spotykać ze sobą oraz z nauczycielami przeciętnie przez niecałe trzy tygodnie. Pytanie, czy w takim razie operacja „powrót” ma sens?
Stan stosunków uczniowie – nauczyciele po miesiącach pandemicznej rozłąki ilustruje reakcja na decyzję o otwarciu szkół. Wśród dzieci i młodzieży zapanował popłoch. – Na Discordzie, przez który gadamy na przerwach, od razu pozmienialiśmy nicki z „Kaktus” albo „Voytek” na „Nie dla powrotu”, „Ja nie chcę wracać do szkoły” itd. – opowiada Tomek, warszawski czwartoklasista.
Pod petycją „Chcemy powrotu do szkół od następnego roku szkolnego!”, przygotowaną przez internetową społeczność Protest Uczniowski, podpisało się ponad 500 tys. osób (to ogromna liczba, zważywszy, że uczniów bezpośrednio zainteresowanych tematem, wyłączając tych z klas 1–3 SP i maturzystów, jest ok. 3,5 mln).
Co można zrobić w szkole w 20 dni? Artykuł Joanny Cieśli od środy w kioskach w „Polityce” i we wtorek po południu na Polityka.pl.