2 sierpnia 2021 r. do europejskiego obiegu prawnego wejdą nowe, ujednolicone standardy dla dokumentów identyfikacyjnych Europejczyków – obywateli państw członkowskich i osób posługujących się kartą pobytu któregoś z nich. Podyktowane to zostało praktyczną koniecznością: brak jasnego standardu, różne formaty i różny poziom zabezpieczeń, a także, co tu kryć, spore przywileje wynikające z bycia Europejczykiem doprowadziły do tego, że unijne dowody tożsamości są jednymi z najczęściej fałszowanych dokumentów na świecie.
Gwiazdy Unii w oczy kolą
Wspólny wzór ma spełniać też inne funkcje. Między innymi dostosuje nasze dokumenty do formatu Machine Readable Travel Documents (MRTD), umożliwiając ich szybkie odczytywanie przez znormalizowane czytniki (nasze paszporty już są dostosowane do tych standardów). Wzmocni europejską tożsamość za pomocą umieszczonych na kartach unijnych gwiazdek. Ujednolici i obejmie właściwą ochroną nośniki danych biometrycznych wtopione w plastik dowodów. No i uporządkuje format zapisywania cech tożsamościowych, żeby odzwierciedlić nowe regulacje państw członkowskich. Rządowi PiS szczególnie nie w smak ten ostatni punkt (choć gwiazdki zamiast Boga, honoru i ojczyzny pewnie też trochę kolą).
Tak naprawdę wymiana dowodów oznacza małą rewolucję: na mocy tych regulacji uznaje się, że podstawowe dane służące do identyfikacji osoby posługującej się dokumentem to dane biometryczne, a dokładnie zdjęcie oraz zapis odcisków dwóch palców. Takie parametry jak płeć, znaki szczególne, kolor oczu itp. są drugorzędne. Podpowiada nam to zresztą RODO (Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady UE 2016/679 – codziennie dające nam się we znaki przy surfowaniu w internecie), które definiując procedury identyfikacji, ani razu nie używa słowa „płeć”.
„W dowodach będą dwie płcie”
Jak zaalarmował w poniedziałek „Dziennik Gazeta Prawna”, polski rząd nie zamierza respektować nowego standardu w zakresie zapisu płci. Autorzy publikacji kwestię określili sensacyjnym mianem „wojny o trzecią płeć” i postraszyli czytelników, że oto „pojawia się nowy pretekst do walki prawnej osób niebinarnych”.
Forsal.pl postanowił porozmawiać na ten temat z wiceministrem spraw wewnętrznych i administracji Pawłem Szefernakerem, który stwierdził, że „istotą i celem unijnego rozporządzenia jest poprawa zabezpieczeń dowodów osobistych i unormowanie kwestii organizacyjno-technicznych, a nie rewolucja światopoglądowa. Co do oznaczenia płci, w polskim systemie prawnym funkcjonują kobieta i mężczyzna. Dlatego w dowodach są i będą te dwie płcie”. Dalej następują rozmaite tłumaczenia, że te wszystkie trzecie płcie pojawiają się tylko w uzasadnieniu, a w ogóle to „Unia nie może nam nakazać wprowadzenia czegoś, co godzi w polski porządek prawny”.
Jestem tylko prostą publicystką i gdzie mi tam kłócić się z panem wiceministrem. Dlatego ostatnie zdanie pozostawię bez komentarza. Pozwolę sobie jedynie zwrócić uwagę, że minister Szefernaker chyba nie przeczytał rozporządzenia, o którym mówi, ani dokumentów, do których się ono odnosi.
Rozporządzenie wyraźnie i w części normatywnej stypuluje, że „dowody osobiste wydawane przez państwa członkowskie są wytwarzane w formacie ID-1 i zawierają pole przeznaczone do odczytu maszynowego. Takie dowody osobiste opierają się na specyfikacjach i minimalnych normach dotyczących zabezpieczeń określonych w dokumencie ICAO nr 9303”.
Płeć męska, żeńska, niesprecyzowana
Dokument ICAO nr 9303 nie jest regulacją. Jest standardem wypracowanym przez agendę ONZ – Organizację Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO), której Polska jest państwem członkowskim. ICAO zajmuje się takimi sprawami jak zarządzanie ujednoliconymi kodami lotnisk, opiniuje prawodawstwo dotyczące lotnictwa, wspiera walkę z piractwem powietrznym i terroryzmem, udziela wsparcia technologicznego w dziedzinie lotnictwa cywilnego (proszę nie myśleć o Smoleńsku, to było lotnisko wojskowe).
To właśnie ten dokument, uznany rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady za wzorzec, jasno i wyraźnie mówi, że płeć zaznacza się w strefie drugiego awersu literami F, M lub X, a w strefie przeznaczonej dla czytników maszynowych – literami F, M lub znakiem < (F = female, M = male, < = nonspecifie), precyzując, że ostatni znacznik stosuje się albo wówczas, gdy dane państwo nie ma takiej identyfikacji, albo kiedy osoba posługująca się dokumentem nie chce zadeklarować płci.
Rozporządzenie 2019/1157 w punkcie drugim stanowi: „Elementy danych zawarte na dowodach osobistych są zgodne ze specyfikacjami określonymi w części 5 dokumentu ICAO nr 9303. W drodze odstępstwa od akapitu pierwszego numer dokumentu może być umieszczony w polu I, a wskazanie płci danej osoby jest fakultatywne”. Prawdopodobnie pobieżna lektura każe sądzić, że może tu chodzić o regulacje wewnętrzne państw, ale te uwzględnia art. 8: „Jeżeli jest to konieczne i proporcjonalne do zamierzonego celu, państwa członkowskie mogą zamieszczać dane szczegółowe i adnotacje do użytku krajowego, zgodnie z wymogami prawa krajowego. Nie może to spowodować obniżenia efektywności minimalnych norm dotyczących zabezpieczeń oraz transgranicznej kompatybilności dowodów osobistych”. W istocie więc nie chodzi tu o trzecią płeć (to znaczy, chodzi wszędzie tam, gdzie państwa członkowskie ją uznają), ale o możliwość niedeklarowania jej.
Ofensywa prawicy idzie pełną parą
A to już rządzącej prawicy jest niesłychanie nie po myśli. Cała turbokonserwatywna międzynarodówka dwoi się i troi, żeby wyplenić nie tylko transseksualizm, ale przede wszystkim neutralny pod względem płci gender, przywrócić „naturalne” rozróżnienie na mężczyzn i kobiety, rodzicielstwo zastąpić ojcostwem i macierzyństwem (proszę zajrzeć do najnowszego ustawodawstwa dotyczącego rodziny, jest pod tym względem uderzająco konsekwentne), a wszystko to uwieńczyć zróżnicowaniem standardów prawnych ze względu na płeć.
Ta ofensywa idzie pełną parą, a tu taka niespodzianka – może się nawet okazać, że wszyscy uczestnicy Strajków Kobiet wystąpią o „bezpłciowy” dowód i trzeba będzie się zmierzyć z kilkusettysięczną armią osób, które uważają się przede wszystkim za ludzi. Oczywiście łatwo nie pójdzie, pod tym względem „DGP” ma rację, nie obędzie się bez sądowego aktywizmu. Wiem jednak, że w państwie z kursem na Gilead sama pierwsza stanę w kolejce po dowód z „X” – patriarchom na pohybel. I w solidarności z osobami niebinarnymi.