AstraZeneca złą prasę ma od samego początku. Najpierw nieufność budziła jej niższa skuteczność w porównaniu z produktami Pfizera i Moderny. Później media obiegła informacja o niepożądanych odczynach. Zanim pierwsze dawki szczepionki trafiły do Polski, z Europy Zachodniej dochodziły informacje o tym, że pacjenci nie chcą się szczepić brytyjskim preparatem, a potem – że „Astra” powoduje zakrzepy krwi. Co gorsza, Europejska Agencja Leków (EMA) właśnie te doniesienia potwierdziła.
I choć zakrzepy zdarzają się bardzo rzadko (w Wielkiej Brytanii na 18 mln wykonanych szczepień było 30 takich przypadków), to pacjenci nie zamierzają ryzykować. Tym bardziej że czarną legendę AstraZeneki wzmogły historie osób, które czuły się źle po zastrzyku. Według Ministerstwa Zdrowia niepożądany odczyn poszczepienny zdarza się u 0,18 proc. osób otrzymujących preparat AstraZeneki. Większość NOP-ów nie jest zgłaszana, ale fora uginają się od relacji pacjentów, którzy mieli problemy po przyjęciu zastrzyku.
„Pierwsze godziny były w porządku. Sensacje zaczęły się nad ranem. Ciągły, wielogodzinny ścisk w okolicach serca i bóle karku, barku, do tego opuchlizna w okolicach oczu. Bałam się o serce. Trzeciej doby wszystko minęło” – relacjonuje na forum jedna z osób, która dostała AstraZenekę. Obok wyznanie nauczycielki, która opowiada, że w jej szkole – co brzmi mało prawdopodobnie – całe grono pedagogiczne czuło się źle po przyjęciu preparatu.
Lepszy nawet Sputnik
Zła reputacja AstraZeneki wpływa na całą akcję szczepień.