Od poniedziałku, po trzytygodniowej przerwie, zostaną otwarte przedszkola i żłobki – zapowiedział minister zdrowia Adam Niedzielski. Uruchomienie tych placówek jest jedną z nielicznych zmian w obostrzeniach. Ponadto umożliwione zostanie uprawianie przez dzieci i młodzież sportu na otwartym powietrzu. Chodzi o rozgrywki młodzieżowe i – jak to ujął minister – zajęcia w ramach sportu zawodowego w grupach do 25 osób.
Przedszkole bez reżimu sanitarnego?
Większość rodziców maluchów ta informacja cieszy, przez nauczycielskie fora i grupy dyskusyjne przetoczyło się jednak retoryczne pytanie, czy przewidziane jest wprowadzenie jakiegokolwiek realnego reżimu, ograniczeń sanitarnych? W wystąpieniu szefa resortu zdrowia nie było o tym mowy. Oznacza to, że od poniedziałku w placówkach znów gromadzić się będą 25-osobowe grupy dzieci i nadal trzeba będzie toczyć boje o wysyłanie na zajęcia tych z katarem, kaszlem itd.
Uspokajające statystyki pracy hybrydowej, zdalnej i stacjonarnej, którymi w okresach otwarcia epatuje MEiN (zwykle wynika z nich, że stacjonarnie pracuje grubo ponad 90 proc. placówek), nie pokazują żadnego realnego obrazu sytuacji. Wiele przedszkoli jakoś tam stara się ciągnąć, nawet gdy na zwolnieniach lekarskich jest znaczna część nauczycielek i obsługi, a połowa dzieci siedzi w domu z gorączką.
Adam Niedzielski ostudził nieco zapowiedzi ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, który ostatnio w wywiadach roztacza wizje, że od kolejnego tygodnia do szkół ruszą klasy I–III, a następnie dalsze roczniki. Jeszcze w maju według szefa MEiN wszyscy uczniowie mieliby być z powrotem w systemie stacjonarnym. Jak można przypuszczać, ten optymizm wynika z przekonania, że nauczyciele zostali zaszczepieni.
Jako członek rządu odpowiedzialny za oświatę i jej pracowników Przemysław Czarnek powinien jednak wiedzieć, że wielu nauczycieli nie ma nawet wyznaczonego terminu drugiej dawki, gwarantującej wysoką odporność na zakażenie koronawirusem. A gdy ten termin jest wyznaczony, często przypada np. na połowę maja, co faktycznie zapewnia bezpieczeństwo od początku czerwca. Niestety.
Od maja co druga klasa w szkole?
Minister zdrowia mówił dziś zatem, że dalsze decyzje w odniesieniu do szkół zależeć będą od wskaźników zachorowań, ale też od faktycznego poziomu wyszczepienia oraz dostępności infrastruktury szpitalnej na danym terenie. Mogłoby to potwierdzać, że decyzje o ewentualnym szerszym lub węższym otwarciu szkół zapadałyby wobec poszczególnych regionów, a nie w skali ogólnopolskiej.
Sensownym rozwiązaniem byłoby uruchamianie nauki w wariancie hybrydowym, gdy część dzieci przychodzi do placówek, a część uczy się zdalnie. Minister Czarnek twierdzi, że szkoły są do tego przygotowane, ale praktycznie nic na to nie wskazuje. Nie słychać ani o żadnych analizach, ani o realnych krokach, które by do tego przybliżały. W jakim wymiarze i pod jakimi warunkami „hybryda” ma sens? Pół klasy w szkole i pół w domu? To technicznie niewykonalne. Co druga klasa w szkole?
Życie już pokazało, że w niewielkim stopniu poprawia to bezpieczeństwo epidemiczne. Wygląda na to, że władze resortu przyjmują założenie, że jakoś to będzie – albo że każdy dyrektor we własnym zakresie wszystko sobie zorganizuje. Niedługo wakacje. A wirus w końcu musi przecież odpuścić.