Dwa lata zajęło komisji dyscyplinarnej KUL sformułowanie ostatecznego postanowienia w sprawie wypowiedzi ks. prof. Tadeusza Guza (wykładowcy filii KUL w Stalowej Woli), który w 2018 r. powiedział podczas wykładu zorganizowanego przez „Nasz Dziennik”, że „faktów, jakimi były mordy rytualne, nie da się z historii wymazać”. Uzasadniając umorzenie postępowania (a jakże!), komisja wyjaśnia, że „ksiądz jedynie zasygnalizował (...) naukowe zastrzeżenia co do tego problemu. (...) Nie sposób nie odnieść się do postawy ks. prof. Guza podczas całego spotkania, które rozpoczął od modlitwy za naród żydowski. (...) Omawiane wypadkowe [sic!] zagadnienie stanowi element nierozstrzygniętej ciągle dyskusji naukowej. Wypowiedź ks. prof. Guza wpisuje się w dyskurs naukowy nad tym problemem, który, co należy podkreślić, ciągle pozostaje nierozstrzygnięty”.
Od razu (na wszelki wypadek) trzeba powiedzieć jasno: sprawa została już dawno całkowicie rozstrzygnięta, Żydzi nie porywali i nie zabijali chrześcijańskich dzieci, a Kościół (papieże i biskupi) zakazują duchownym i wiernym powielania tego rodzaju oszczerstw. Widocznie jednak na KUL o tym nie wiedzą albo wiedzieć nie chcą.
KUL na ostrym kursie ideologicznym
Postępowanie wszczęto na polecenie oburzonego zachowaniem Guza rektora KUL ks. prof. Antoniego Dębińskiego w wyniku skargi Rady Chrześcijan i Żydów. Zostało umorzone pół roku temu, lecz z powodu zażalenia rady sprawę podjęto raz jeszcze, skutkiem czego umorzono ją powtórnie na początku marca. Od tego czasu jednakże wiele się na KUL zmieniło, a głównie zmienił się rektor. Jest nim obecnie ks. prof. Mirosław Kalinowski, a kurs ideologiczny został zaostrzony. Odczuwa to na własnej skórze ks. prof. Alfred Wierzbicki, który ma poważne nieprzyjemności z powodu poręczenia, jakiego udzielił Margot, aby mogła opuścić areszt.
Komunikat komisji dyscyplinarnej jest bulwersujący i zasmucający, wywołuje protesty wielu środowisk, w tym katolickich. Guz nie tylko bowiem (bynajmniej nie po raz pierwszy) dopuścił się antysemickiego jątrzenia, lecz jednocześnie dotknął jednego z najbardziej bolesnych miejsc w całym bogatym spektrum spraw związanych z konfliktem katolicko-żydowskim i dziejami prześladowań Żydów.
Porywanie dzieci „na macę”, czyli o przesądach
Otóż od średniowiecza aż do czasów powojennych organizatorzy pogromów Żydów (najczęściej osoby związane z Kościołem lub bezpośrednio księża katoliccy) podburzali tłum, siejąc oszczerstwa, jakoby Żydzi porwali chrześcijańskie dziecko, by je zabić i utoczyć z niego krew (np. do wypieku macy). W świecie pełnym nienawiści do Żydów ich niezrozumiałe dla chrześcijan i tajemnicze praktyki obrzędowe łatwo mogły zostać skojarzone z „czarną magią” i satanistycznymi rytuałami. Wielu ludzi z wielu krajów przez całe stulecia dawało się na to nabierać. Nawet pogrom kielecki z 1946 r., któremu pretekstu dostarczyło krótkotrwałe zaginięcie chłopca, odwoływał się do tego motywu. Zbrodniczy charakter tych oszczerstw poraża tym bardziej, gdy się wie, jak daleko judaizm stoi od wszelkich obrzędów wywodzących się z archaicznego kanibalizmu. To właśnie chrześcijanie jedzą ciało i piją krew Chrystusa – dla Żydów myśl o piciu „bożej krwi” jest przerażająco bluźniercza i świętokradcza.
Co do macy zaś – jest ona rytualnym, postnym pokarmem związanym ze świętem Pesach. Maca to placek bez zakwasu, jedzony na pamiątkę wyjścia z Egiptu, kiedy to Żydzi, jak głosi legenda, nie mieli czasu piec normalnego chleba. Żydom nie wolno pić krwi (ubój rytualny ma zapewnić usunięcie krwi z ciała zwierzęcia), a już połączenie krwi z macą to dla wyznawcy judaizmu czyste horrendum. A jednak to nie Żydzi oskarżali chrześcijan o zabijanie żydowskich dzieci celem dodawania ich krwi do wina mszalnego lub hostii, lecz całkiem na odwrót.
O śmiercionośnej legendzie krwi napisano wiele prac. Jedna z najważniejszych powstała w Polsce. To książka prof. Joanny Tokarskiej-Bakir z 2008 r. „Legendy krwi. Antropologia przesądu”. Oskarżenia Żydów o porywanie dzieci „na macę” to jednak nie tylko ważny motyw etnologii świata chrześcijańskiego, badany przez specjalistów, lecz ponadto ważny temat dla współczesnych Żydów i dla tych wszystkich, którzy pragną walczyć z antysemickimi stereotypami. Nie ma bowiem gwarancji, że ktoś podobny do ks. Guza w przyszłości nie rzuci znów jakiejś insynuacji, która mogłaby kolejny raz doprowadzić do przemocy. Dlatego właśnie poczyniono starania o usunięcie z sandomierskiej katedry XVIII-wiecznego obrazu przedstawiającego żydowski mord rytualny, za którego rzekome dokonanie skazano na śmierć kilkoro Żydów z tego miasta. Po ośmiu latach obraz powieszono z powrotem – łącznie z tabliczką prezentującą odpowiedni komentarz.
Antysemickie tradycje KUL
Dziś ks. Guz opowiada bzdury, jakoby sprawa utaczania krwi chrześcijańskich dzieci przez Żydów wcale nie była jednoznacznie wyjaśniona. Powołuje się na istnienie „prawomocnych wyroków” polskich sądów w tego rodzaju sprawach. Nie rozumie, a pewnie doskonale rozumie, że częścią prześladowań Żydów były zbrodnie sądowe będące następstwem oszczerczych oskarżeń i tortur. Jątrzące insynuacje Guza trafiły, jak widać, na podatny grunt. KUL nigdy nie był wolny od antysemityzmu. Przed wojną jego rektorem był znany żydoznawca-żydożerca ks. prof. Józef Kruszyński, a mniejsze czy większe ekscesy antysemickie wciąż mają tam miejsce. Sam byłem ich świadkiem.
Antysemickie tradycje KUL to jedno, ich styl to drugie. Bo antysemityzm niejedno ma imię i niejedno oblicze. Tym, co wydaje mi się najobrzydliwsze w retorycznym arsenale antysemitów, jest obłuda. Przybiera ona czasami postać wręcz diaboliczną, jak w przypadku Tadeusza Rydzyka urządzającego (za publiczne pieniądze) kaplice mające upamiętniać Sprawiedliwych (na dowód, że katolicki naród uczynił wszystko, aby ratować Żydów, a niektórzy w swojej przyrodzonej niewdzięczności szerzą oszczerstwa, jakoby było inaczej).
Odrażającą obłudą są również modły wznoszone przez księży antysemitów za Żydów (braci Żydów, ma się rozumieć). Kiedyś (pamiętam to jeszcze z dzieciństwa) takie modlitwy były w polskich kościołach powszechne. Modlono się mianowicie „za nawrócenie Żydów”. Guz zapewne nie posuwa się tak daleko, niemniej w swym załganiu chwali się nimi jako rzekomym dowodem swej dobrej woli. Obłuda i zakłamanie doskonale czują się w towarzystwie głupoty. Orzeczenie komisji dyscyplinarnej KUL powtarza ten bezczelny argument „z modlitwy”. Trudno mi sobie wyobrazić, aby członkowie tego zacnego gremium posunęli się do czegoś takiego tylko z powodu deficytu moralnego. Zwykła ludzka głupota również musiała tu odegrać swoją rolę.