Nie był takim sobie złodziejem. Sam przyznaje się do kradzieży 150 aut. I to praktycznie w ciągu zaledwie 3 lat, wtedy był jeszcze nastolatkiem. W sumie został skazany na ponad 28 lat więzienia. Siedzi już prawie ćwierć wieku. Termin opuszczenia więzienia ma wyznaczony na grudzień 2026 r.
Życie za kratami
Współwięźniowie najpierw pytają o wysokość kary. To mówi o wadze popełnionego przestępstwa. Kiedy Rafał zmienia celę albo do jego celi przychodzi ktoś nowy, historia z wyrokiem się powtarza.
– Ile dostałeś? – pada pytanie.
– 28 lat i sześć miesięcy – odpowiada Sadło.
– Zabójstwo?
– Nie, samochody.
– Co ty gadasz?
W to, że Rafał nie jest mordercą, na początku nikt nie jest w stanie uwierzyć. Dlatego zawsze pod ręką ma papiery.
– Nie chcą wierzyć i to jest zrozumiałe – mówi Sadło. – Bo jak uwierzyć, że za kradzież blachy, a tym jest przecież samochód, można dostać jak za zabicie człowieka.
Rafał Sadło siedzi za kratami w zasadzie nieprzerwanie od 19 września 1996 r. – Problemy zaczęły się ze mną w wieku 16 lat – przyznaje. – Gdy przeprowadziliśmy się na osiedle w Starachowicach. To taka betonowa wieś. Skusiłem się, starszy kolega pokazał, jak kraść samochody. Najpierw robiłem „na krótko”, czyli odcinałem przewody od stacyjki, potem zacząłem otwierać drzwi „łamakiem”. To klucz z twardej stali, którym wyłamuje się zamki.
Pierwszy wyrok – za kradzieże z włamaniem, dokonane w ciągu trzech tygodni, od 22 sierpnia do 16 września 1996 r. – dostał półtora roku bezwzględnego więzienia. Inni, jak mówi, dostawali za podobne sprawy „zawiasy”.