Pan Sławomir, który stracił przytomność po zawale serca i od kilku tygodni przebywał w stanie wegetatywnym w szpitalu w brytyjskim Plymouth, 27 stycznia zmarł. Tym samym zakończyła się batalia polskich władz o sprowadzenie go do kraju i umieszczenie w olsztyńskiej klinice „Budzik”, specjalizującej się w wybudzaniu osób ze stanów komatycznych. Chory zdążył otrzymać przed śmiercią polski paszport dyplomatyczny, a także wyrok sądowy ubezwłasnowolniający go w taki sposób, aby protesty jego żony przeciwko tym staraniom były nieskuteczne, a transport „dyplomaty” do Polski nieunikniony.
„Walka o naszego rodaka”
Imano się tych wszystkich nadzwyczajnych środków w imię walki z „cywilizacją śmierci” i eutanazją, jakiej rzekomo miał być poddawany Sławomir. Aktorka Ewa Błaszczyk, z której inicjatywy powstała klinika „Budzik”, określiła odłączenie Sławomira przez brytyjskich lekarzy od urządzeń podtrzymujących życie oraz kroplówek z substancjami odżywczymi i elektrolitami mianem bestialstwa i biernej eutanazji w majestacie prawa. W podobnym duchu, jakkolwiek odwołując się do terminologii i retoryki kościelnej, wypowiadali się najwyżsi dygnitarze państwowi, łącznie z wiceministrem sprawiedliwości Marcinem Warchołem i ministrem w Kancelarii Prezydenta Krzysztofem Szczerskim, za nic mając wymogi dyplomacji.
Nie przejmowano się również wizerunkiem państwa polskiego, wydając paszport dyplomatyczny niezgodnie z jego przeznaczeniem i jawnie nadużywając prawa i procedur celem udaremnienia skutków wyroków kilku sądów brytyjskich, które w kolejnych instancjach, z powództwa części rodziny pacjenta (w tym jego matki), zezwalały na rekomendowane przez lekarzy zaprzestanie leczenia i odżywiania pacjenta.