Bożena, matka Łukasza, może o tym mówić tylko przez zaciśnięte zęby: – Zabrali z domu zdrowego mężczyznę, a oddali mi roślinę. Jej syn, zatrzymany w styczniu 2020 r., miał rzekomo zarobić na handlu narkotykami pół miliona złotych. W lipcu, po kolejnym przedłużeniu tymczasowego aresztowania, usiłował się powiesić.
W życiu Dragańskich zmieniło się wszystko. Leszek, ojciec Łukasza, wstaje o północy. Wtedy Bożena kładzie się na cztery godziny, ale i tak czuwa. Łukasza trzeba obrócić, umyć, przewinąć. Nie raz. Nie dwa. Ale kilkanaście razy w ciągu doby. Kiedy dadzą synowi za dużo pić, trzeba go częściej odsysać ze śluzu, jaki zalega w drogach oddechowych. Jedzenie dostaje przez przetokę do żołądka. Leszek Dragański blenduje więc banany z sucharkami i sokiem z cytryny. Żeby było sycące, kaloryczne, zdrowe, z witaminami i lekkostrawne. Tylko że po tych papkach Łukasz ma biegunki. Mniejsza, że pampers nie wystarcza na kilka godzin. Za każdym razem trzeba go umyć dokładnie, osuszyć, zasypać talkiem i dopiero nałożyć pieluchę. Żeby się nie odparzył. Jak u dziecka. Bo przecież jest dzieckiem, choć w czerwcu skończy 44 lata. Ich jedynakiem. Rośliną.
Bożena Dragańska mówi z goryczą: – Po tym wszystkim prokurator niedawno wysłał pismo do MOPS-u w Częstochowie. Żeby się dobrze i z troską zajęli moim synem. To w więzieniu się nim zająć nie mogli?
Bezrobotny handlarz narkotyków?
12 stycznia 2020 r., 6 rano – tego dnia do kilku mieszkań i domów w Częstochowie weszli funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczo-Policyjnego z Kielc. Przeszukania, zatrzymania, transport podejrzanych do Katowic. Zarzuty – wprowadzenie do obrotu znacznych ilości substancji psychoaktywnych. Jednym z zatrzymanych podczas tej akcji był Łukasz.