Mówię, co mówię, bo widzę, co widzę
Krzysztof Simon – profesor, który nie boi się mówić prawdy
Do kliniki, której jest ordynatorem, przychodzi o 6.20. Odprawa, wizyta, analiza stanu pacjentów, podpisanie aktów zgonów (odkąd wybuchła pandemia prawie codziennie), potem wywiad prasowy lub telewizyjny, jeden albo dwa, konsultacje (teraz online) albo otwarcie międzynarodowego grantu; często po południu ponaddwugodzinne webinarium dla kilkuset lekarzy z całej Polski. W domu jest wieczorem. Ostatnio nawet nie zauważył, że żona zmieniła zasłony w salonie, ale za to zawsze przy kolacji porozmawia z nią o sytuacji w pracy, najnowszych technikach w endoskopii i o tym, co się dzieje dookoła. Jeszcze przed 22.00 spaceruje w pobliskim parku (na rower, za którym przepada, ostatnio nie wsiada, szczególnie jak jest ciemno – to od czasu, kiedy zasnął w trakcie jazdy i mało nie wjechał do Odry). Po 23.00 kładzie się spać. Rano wszystko od początku. Pobudka przed szóstą, 6.20 – szpital, pacjenci, odprawy, wywiady. Specjalnością prof. Krzysztofa Simona są choroby wewnętrzne, zakaźne, hepatologia i endoskopia zabiegowa.
Szczerze powiedziawszy
– Poznaliśmy się, kiedy Zrzeszenie Studentów Polskich przekształcano i dodawano mu w nazwie przymiotnik „Socjalistyczne”. Był niesamowicie aktywny, po prostu urodzony do działania. I do tego świetny student. Został przewodniczącym komisji ds. współpracy zagranicznej, bo znał kilka języków. I zawsze w tych językach walił prosto z mostu to, co mu na wątrobie leżało – mówi prof. Marek Ziętek. Były rektor Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu po chwili wybucha śmiechem, bo przyznaje, że kiedy widzi w telewizji wojewódzkiego konsultanta ds. chorób zakaźnych czy czyta wywiady z nim, to przed oczami ma tych, których bezpośredniość Simona co najmniej zaskakuje. – I wtedy myślę sobie: co wy wiecie o Simonie, jak ja go miałem na co dzień – mówi rozbawiony.