Społeczeństwo

Straż Narodowa Bąkiewicza jeszcze nam pokaże

Straż Narodowa broni kościoła św. Krzyża w Warszawie. Straż Narodowa broni kościoła św. Krzyża w Warszawie. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Historia pokazuje, że Bąkiewicze niełatwo dają sobą sterować, a ich polityczne usługi są bardzo kosztowne. Może nawet kosztowniejsze niż usługi Rydzyków.

„Nam chodzi o militaryzację polskiego narodu”, „Chrystus wodzem – Chrystus królem”, „Mamy prawo używać siły fizycznej” – to cytaty z wypowiedzi Roberta Bąkiewicza, prezesa organizacji pożytku publicznego (sic!) o nazwie Stowarzyszenie Marsz Niepodległości oraz drugiego o nazwie Stowarzyszenie Roty Niepodległości.

Marsz Niepodległości ma już swoją „Straż”, czyli bojówki, które m.in. widzieliśmy stojące wraz z policją pod kościołami, aby nie dopuszczać w ich pobliże demonstrantów. Złowrogi to widok: policja nie reaguje, gdy tuż przy nich Bąkiewicz z kolegami zrzucają ze schodów kościoła strajkującą kobietę. Od razu wiadomo, kto tu rządzi i z kim trzyma władza. To jednak tylko pierwszy etap zapowiadanej „militaryzacji”. Teraz bowiem powstaje, pod egidą owych Rot Niepodległości, liczna „Straż Narodowa”, na którą w ciągu miesiąca na portalu zrzutka.pl zebrano 340 tys. zł (jedenastokrotnie więcej niż zadeklarowana kwota docelowa).

Bąkiewicz w Sejmie? Prawie pewne

Boję się Roberta Bąkiewicza. Nie osobiście – chociaż na tzw. Marszu Niepodległości 11 listopada 2019 r. ogłosił mnie wrogiem Polski – lecz politycznie. Boję się, że ten faszysta i antysemita, piszący o Facebooku „pejsbook” i maszerujący w pochodach ryczących: „a na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści”, za kilka lat będzie posłem, a jego bojówki będą panoszyć się po ulicach i zastraszać ludzi, tak jak to było z bojówkami ONR w latach 30. Boję się, że rośnie nam tutaj mały Bolesław Piasecki bis. Gdyby ktoś nie pamiętał – Piasecki to przywódca faszystowskiej „Falangi” (skrajnego odłamu ONR), a po wojnie faszystowski dygnitarz reżimu komunistycznego. Piasecki był członkiem komunistycznej Rady Państwa oraz posłem.

Bardzo dobrze mogę sobie wyobrazić Bąkiewicza w jakiejś „Radzie” wymyślonej przez Kaczyńskiego bądź jego następcę, a to, że wejdzie ze swoimi ludźmi do przyszłego Sejmu, wydaje mi się wręcz pewne. Już teraz należy do najsilniejszych ludzi w obozie zwanym przez ludzi strachliwych nacjonalistycznym. W zasadzie trudno dziś sobie wyobrazić scenariusz, w którym faszyści będą poza granicami oficjalnej polityki. Jednakże tylko zwycięstwo opozycji stworzy możliwość kontrolowania faszystów i utrzymywania ich działalności z grubsza w granicach prawa. Jeśli to nie nastąpi, powstaną wyszkolone prywatne milicje, jakie znają liczne kraje Ameryki Południowej i Afryki, a ich działalność, podobnie jak działalność ich mocodawców i szefów, będzie całkowicie bezkarna.

W świetle tego, co wiemy dzisiaj o błyskotliwej karierze Bąkiewicza, a co w syntetyczny sposób zaprezentowała stacja TVN24 w wyemitowanym 18 grudnia reportażu (program „Czarno na Białym”), Bąkiewicz rośnie w siłę, a jego działalność wspiera i aktywnie osłania PiS oraz podległe mu służby policyjne i skarbowe. Inni może i „narodowców” nie popierają, lecz umywają ręce ze strachu lub z chciwości. Pewnie, kto by tam chciał podpaść „narodowcom”, którzy, jak wiadomo od stu lat, bardzo chętnie korzystają z przypisywanego sobie „prawa” do używania siły fizycznej? Protestuje Lewica, składając zawiadomienia do prokuratury. Chwała jej za to. Wiele wszelako było już różnych zawiadomień w III RP przeciwko ekscesom faszystowskim i niewiele z tego wynikało. Prokuratorzy nawet za czasów PO bali się ścigać za rasizm i antysemityzm, a chuligani maskujący przemoc hasłami parapolitycznymi i pseudoreligijnymi mogą się czuć bezpiecznie.

Igranie z faszystowskim ogniem

Naruszenia prawa, którymi w praworządnym kraju natychmiast zajęłyby się odpowiednie służby, są w przypadku ONR i stowarzyszeń Bąkiewicza oczywiste i jawne. I nie chodzi tylko o regularną chuligańską przemoc oraz ryk nienawiści towarzyszący złowrogim demonstracjom „narodowców”, lecz przede wszystkim o tworzenie uzbrojonych oddziałów paramilitarnych oraz prowadzenie sprzedaży materiałów propagandowych, flag i innych przedmiotów bez stosownego opodatkowania. Prymitywna „legalizacja” tej działalności poprzez nazywanie produktu prezentem, a zapłaty za zakupiony towar datkiem mogłaby jedynie dodatkowo zirytować organy ścigania i sądy w tzw. normalnym kraju.

W Polsce takie wulgarne i grubymi nićmi szyte nadużycie dostarcza pretekstu służbom skarbowym i prokuraturze do bezczynności. Nadal można sobie kupować w sklepie internetowym Marszu Niepodległości dewocjonalia, flagi i różne narodowe fanty bez rachunku. W szkoleniach bojówek biorą zaś udział byli oficerowie służb. Izba Administracji Skarbowej odmawia udzielenia informacji na temat finansów Rot Niepodległości, zasłaniając się tajemnicą skarbową, a minister spraw wewnętrznych Mariusz Kamiński nabrał wody w usta i nie informuje o stanowisku resortu w kwestii tworzenia ekstremistycznych organizacji paramilitarnych.

Można zakładać, że owszem, są one poddawane obserwacji służb, lecz najpewniej jest to obserwacja bardzo życzliwa. W końcu to sam Jarosław Kaczyński zapraszał osoby prywatne do „obrony kościołów”. Nie ma wątpliwości, że uzbrojone formacje „młodych patriotów” w rodzaju Wojsk Obrony Terytorialnej i Straży Narodowej są mu miłe. Oczywiście tak długo, jak długo będzie je można kontrolować i nimi manipulować. Niestety, historia pokazuje, że Bąkiewicze niełatwo dają sobą sterować, a ich polityczne usługi są bardzo kosztowne. Może nawet kosztowniejsze niż usługi Rydzyków. Igranie z faszystowskim ogniem nigdy nie jest bezpieczne – nawet dla najbardziej cynicznych „polityków prawicy”.

„Biznes faszyzm”. Półtora miliona przychodu

Faszyści w glanach, z wygolonymi karkami i pochodniami w dłoniach panoszą się po Europie, zwłaszcza tej postkomunistycznej, od kilku dekad. Dopóki będą bieda i frustracja, będą też reaktywna pycha i nienawiść. A bieda i frustracja są i będą zawsze. Nie ma możliwości stłamszenia faszyzmu całkowicie. Można go jednak kontrolować. Dziś w Polsce tej kontroli nie ma, a liczni drobni przedsiębiorcy (z takiego środowiska wywodzi się sam Bąkiewicz), wychowani w szowinizmie i bigoterii, chętnie taką działalność finansują. Oficjalnie Stowarzyszenie Marsz Niepodległości miało w 2019 r. półtora miliona złotych przychodu. Ta liczba mówi tylko tyle, że „biznes faszyzm” jest w Polsce na razie wart miliony, a nie np. dziesiątki milionów. To może się jednak szybko zmienić.

Zwłaszcza gdy sponsorzy organizacji faszystowskich będą mogli liczyć na to, że władze skarbowe i śledcze będą ich traktować z tą samą pobłażliwością, z jaką traktują dziś organizacje Bąkiewicza. A gdyby i tego było mało, można się domyślić z wielu przykładów dawnych i współczesnych, jakim krajom będzie miło udzielić wsparcia „Wielkiej Polsce Katolickiej”.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną