Justyna Wydrzyńska kończy właśnie swój codzienny 4-godzinny dyżur przy telefonie Aborcji bez Granic. – Dwie kolejne dziewczyny zarejestrowane do wyjazdu – podsumowuje. – W obu przypadkach ciężkie i nieodwracalne uszkodzenie płodu. Same o tym mówiły. My nie pytamy o powody. Nie chciały nawet kończyć diagnozowania w Polsce. To zbyt upokarzające i poniżające.
Telefon Aborcji bez Granic dzwoni około 300 razy dziennie. Od 22 października, gdy Trybunał Julii Przyłębskiej ogłosił swój wyrok, do wyjazdów zagranicznych zakwalifikowano już 35 kobiet.
Dopóki orzeczenie Trybunału nie zostanie opublikowane, przerwanie ciąży z przyczyn embriopatologicznych jest w Polsce nadal legalne. Jednak zaraz po ogłoszeniu wyroku przestraszone władze szpitalne chciały wypisywać do domu pacjentki zakwalifikowane do zabiegu. W takich sytuacjach interweniuje Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Tu także telefon się urywa.
– Od ogłoszenia wyroku pomogłyśmy w 60 takich przypadkach. Instruujemy kobiety, jak mają postępować, uruchamiamy pomoc prawną, a jak trzeba, biorę słuchawkę i dzwonię po zaprzyjaźnionych lekarzach i ordynatorach. Przez lata działalności trochę mi się tych kontaktów uzbierało – deklaruje Krystyna Kacpura, szefowa Federacji. – Teraz jest nawet łatwiej, bo lekarze, także ci z mniejszych miast, doskonale rozumieją przerażenie kobiet, które orzeczenie Trybunału zaskoczyło w trakcie diagnostyki. Ujawniają się nowi sprzymierzeńcy.
Efekt mrożący
Jednak gdy rząd zdecyduje się na publikację orzeczenia, ta droga będzie zamknięta. Pozostanie podziemie kobiet; takie, którego ustawodawca, przyjmując w 1993 r. restrykcyjne prawo aborcyjne, nie mógł przewidzieć – nie było internetu, o aborcji farmakologicznej nikt nie słyszał, granice pozostawały zamknięte.