Kiedy ze strony szpitala pada sakramentalne: „Dlaczego do nas?”, Marcin, ratownik z Pruszkowa, odpowiada: „Bo Biedronka odmówiła przyjęcia”.
Tadeusz, główny dyspozytor, stara się konflikty karetka – lekarz rozładowywać siłą spokoju: – Pani doktor, jak to nie chce pani przyjąć pacjenta? (…) Ale on ma rany kłute pleców, ranę głowy i urwane ucho. (…) Ja panią doktor rozumiem. Macie u siebie covida, ale wszędzie jest covid. Cała Polska tym dotknięta. No, pani doktor!?
Dyspozytornia (1)
Dyspozytornia to serce systemu ratownictwa w województwie. W dyspozytorniach przyjmuje się wołanie o pomoc. Rozdziela się karetki i tu decyduje, co robić, gdy w jakimś szpitalu nie ma miejsca. Problem w tym, że miejsc jest coraz mniej, a czasami nie ma ich wcale.
Widać to na monitorach komputerów, które pokazują karetki pędzące po mieście. Słychać, bo ze szpitali nieprzerwanie nadchodzą faksy, że kolejny oddział został zamknięty, bo kwarantanna, że na SOR trafił dodatni pacjent i właśnie trwa procedura odkażania, albo informacje o liczbie wolnych miejsc: „(…) w oddziale Intensywnej Terapii 0 wolnych miejsc, w oddziale ‘R’ Kliniki Kardiologii 0 wolnych miejsc, brak miejsc dla chorych podejrzanych o Covid-19, w klinikach oczekują pacjenci z dodatnimi wynikami na przeniesienie (…)”. I co wtedy?
Teoretycznie, gdy szpital odmawia przyjęcia pacjenta, można odwołać się do wojewódzkiego koordynatora ratownictwa medycznego. Ten może wydać nakaz.
M., koordynatorka w jednym z województw: – Wiem, że mogę to zrobić, ale nakaz to nie jest wyjście z sytuacji. Bo gdzie ten lekarz umieści pacjenta? W gabinecie dyrektora?
– Choćby i tam.
– To dobrze brzmi, ale w gabinecie dyrektora rzadko jest tlen.