Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji w przypadku poważnego uszkodzenia płodu sprawiło, że wiele osób samych siebie teraz pyta: czy w obecnej sytuacji mogę w Polsce mieć dziecko? Wyrok najbardziej uderza w kobiety po trzydziestce, bezdzietne, te planujące kolejne potomstwo. Bo wbrew konserwatywnej propagandzie prawo do aborcji ułatwia podjęcie decyzji o ciąży.
Kobiety w Polsce rodzą coraz później – w okolicach 27. roku życia. Z wielu powodów. Są coraz lepiej wykształcone, decydują się na ciążę świadomie, biorąc pod uwagę warunki mieszkaniowe, ekonomiczne, pracę. Do tego aż 1,5 mln par zmaga się z niepłodnością. Coraz więcej kobiet rodzi więc po 30. i 35. roku życia. Świadomie, z odpowiednim przygotowaniem, stałym partnerem u boku. Niekiedy po latach starań.
Heroizm i przymus rodzenia
Nie jest tajemnicą, że w przypadku ciąż po 35. roku życia prawdopodobieństwo wystąpienia wad genetycznych gwałtownie wzrasta. Wiele kobiet zdaje sobie z tego sprawę. Planując ciążę, zakładały, że w pewnym momencie będą musiały zdecydować: czy urodzą dziecko z niepełnosprawnościami i chorobami, dziecko, które umrze tuż po narodzinach, czy też dokonają aborcji ze względu na wady płodu? Wbrew temu, co sugerują konserwatyści, to nie zawsze były jednoznaczne decyzje. Kobiety decydowały się rodzić dzieci z zespołem Downa, część chciała urodzić tylko po to, by pochować ciało. Była przestrzeń do decyzji. Do możliwości stanowienia o sobie. Teraz miejsce decyzji zajmują cierpienie i lęk. Nawet te kobiety, które zdecydowałyby się urodzić chore dzieci, są w tym momencie do tego zmuszone. Cały ich heroizm zamieniono na przymus.
Odebranie kobietom decyzji oznacza, że wiele z nich – zwłaszcza tych po 35. roku życia albo zmagających się z niepłodnością – musi dziś zapytać: czy w ogóle może mieć dziecko w Polsce. Zwłaszcza że wyrok zapadł w momencie, gdy dostęp do służby zdrowia jest utrudniony, podobnie jak przeprowadzanie regularnych badań. Nawet młode i zdrowe kobiety rozważają przesunięcie decyzji o ciąży. W przypadku kobiet po trzydziestce – wyczekiwanie końca pandemii jest wyborem często dramatycznym.
Jednocześnie rośnie niepokój o postawy lekarzy: czy będą wykonywać badania prenatalne, informować o widocznych na USG wadach płodu? Czy będą się bali wykonywać aborcję nawet wtedy, kiedy jest dozwolona, bo np. ciąża zagraża życiu matki? Już teraz się zdarza, że lekarze nie podejmują działań ze strachu przed konsekwencjami. I nie są to pojedyncze przypadki.
Boją się te, które chcą mieć dzieci
Ważne, aby zdać sobie sprawę, że te wątpliwości, lęki i trudne decyzje dotyczą w największym stopniu kobiet, które chcą mieć dzieci. Które się o dzieci starają albo pragną kolejnego potomka. Osoby, które nie chcą mieć dzieci, choć i je ta ustawa dotyka, mają przed sobą znacznie mniej dramatyczne decyzje. Orzeczenie TK najwyżej utwierdziło je w przekonaniu, że nie będą mieć dzieci.
W wielu domach w Polsce właśnie zapadła decyzja, że przerywa się starania, terapie, konsultacje. Kobiety, które zastanawiały się nad drugim czy trzecim dzieckiem, po prostu z niego zrezygnują. Nie będą ryzykowały osierocenia dzieci, traumy, wyłączenia z możliwości zarabiania na życie. Niewykluczone, że niektóre kobiety mające już dzieci zdecydują się na aborcję, w ogóle nie czekając na badania prenatalne. Bo ryzyko będzie zbyt duże.
Wiele kobiet, które rozważały zajście w ciąże w następnych miesiącach czy latach, zaczyna przygotowania od sprawdzenia, jakie są możliwości dokonania aborcji. Aborcji, której przecież zapewne chciałyby uniknąć, o której większość wolałaby nie myśleć. Chcą zajść w ciążę i urodzić dziecko. Nie po to, by je pochować, nie po to, by patrzeć, jak cierpi. Nie po to, by zostać zmuszonymi do czekania, aż samo umrze. Dziś kobiety, które chcą zajść w ciążę, zbierają pieniądze, kontakty i z przerażeniem myślą, co będzie, gdy pandemia zamknie granice.
Ważne, aby o tym pamiętać. Przez lata wmawiano społeczeństwu, że aborcji domagają się osoby pozbawione instynktu macierzyńskiego. Chcą szaleć, zachodzić w ciążę i nie ponosić konsekwencji. Rysowano obraz kobiet czerpiących niemal przyjemność z „mordowania dzieci”.
Skazane na bezdzietność
Tymczasem zaostrzenie ustawy aborcyjnej uderza właśnie w kobiety, które chcą mieć dzieci. Które na nie czekają. Które często już i tak poświęciły pieniądze, czas i zdrowie na starania. Które zdecydowały się na dziecko, o ironio, dopiero po ślubie. To jeden z najbardziej nieludzkich wymiarów tej zmiany, sprawiający, że kobiety w całej Polsce stanęły przed dramatycznymi, niemal niemożliwymi wyborami. Choć czasem nawet jeszcze nie są w ciąży.
Marcin Wicha napisał na Facebooku: „Nie zapomnieć. Nie wybaczyć. Dożyć zmiany”. Hasło słuszne, ale dla wielu kobiet „dożyć zmiany” to za mało. Bo nawet jeśli zmiany dożyjemy, to dzieci już nie będziemy miały. Pocieszanie się, że kiedyś wszystko minie, nie działa, gdy ma się określone okno na urodzenie dziecka. Możemy kombinować, walczyć, protestować. Ale dziś wiele kobiet konserwatywny katolicki rząd i Trybunał skazał na bezdzietność.