Społeczeństwo

Czarnek szefem MEN. Koszmar w oświacie dopiero się zaczyna

Przemysław Czarnek Przemysław Czarnek Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Na czele połączonego resortu edukacji i nauki stanie Przemysław Czarnek, obecny poseł i były wojewoda lubelski, który pasuje tam jak gumowce do garnituru.

Wobec Dariusza Piontkowskiego nauczyciele, przytłoczeni przegranym strajkiem, mieli oczekiwania na poziomie zero. Wszystko, co wykraczałoby ponad zero, zostałoby przyjęte z radością. Niestety minister nie dał powodów do radości. Zerowej poprzeczki nie przeskoczył. Poziom działania MEN to było dno, a jego szef był płaski jak zdarta płyta. Choć świat szalał z niepewności, minister nie wykazywał żadnych emocji. Może wierzył, że tylko spokój nas uratuje?

Dariusz Piontkowski wykazał się zerową inicjatywą, zwlekając w nieskończoność z podjęciem decyzji, co zrobić w czasie lockdownu z egzaminem dla ósmoklasistów oraz maturą. Długo nie było wiadomo, czy odbędą się w terminie, a gdy w końcu stało się jasne, że nie, o ustalenie nowego terminu trzeba było MEN błagać. Niechże wreszcie minister coś postanowi – wołali nauczyciele, uczniowie, rodzice. Piontkowski zachowywał się tak, jakby wymagano od niego za dużo. Nowe terminy egzaminów? A nie może wskazać ich ktoś inny? Zapytajcie dyrektora CKE. Zero decyzji. Zero.

Kto rządzi oświatą?

Ktoś musiał ministra wyręczyć w podjęciu tej decyzji, gdyż w końcu terminy egzaminów zostały ustalone. Uff! Dariusz Piontkowski mógł odpocząć. I odpoczywałby pewnie całe wakacje, ale nauczyciele chcieli wiedzieć, jak ma wyglądać edukacja po 1 września. Ci okropni nauczyciele zawsze czegoś chcą. A nie mogą sami zadecydować? Tym razem decyzji trzeba było podjąć mnóstwo. Maseczki? Tak czy nie? Tylko na korytarzu czy także w salach lekcyjnych? Lekcje 45-minutowe czy krótsze? Podstawa programowa w wersji pełnej czy okrojonej? Procedury egzaminacyjne po staremu czy będą nowe wytyczne? Matura ustna będzie czy nie? Kiedy nauka zdalna, a kiedy stacjonarna? A co z testowaniem nauczycieli na obecność koronawirusa? Panie Ministrze, niechże Pan coś postanowi! Niechże Pan chociaż uczciwie powie, że jesteśmy w sytuacji bez wyjścia. Umarł w butach czy jak?

Zero, zero, zero odpowiedzi. Dariusz Piontkowski chwalił szkoły za przygotowanie do nowego roku szkolnego, jakby pochwałami chciał się zasłonić przed koniecznością podejmowania decyzji. A gdy w końcu stało się jasne, że zerowym zarządzaniem nauczyciele się nie zadowolą, oświadczył, iż przekazuje buławę dyrektorom. Niech oni decydują. Dyrektorów zamurowało. Statek tonie, a kapitan pierwszy schodzi ze statku. Róbcie tak, aby było dobrze, a dobrze jest wtedy, gdy nie zawracacie ministrowi głowy. Jak jest problem, walcie do dyrektora. Od teraz to najwyższa instancja. Dariusz Piontkowski okazał się bardzo zmyślnym ministrem. Wymyślił oryginalny na skalę światową sposób zarządzania: przez absencję. Nie ma mnie. Ministra oświaty w oświacie nie było.

Jeszcze zatęsknimy za Piontkowskim

Teraz oświatę – naukę i edukację – obejmuje człowiek, który jest przeciwieństwem Dariusza Piontkowskiego. Przemysław Czarnek na pewno będzie rządził, to widać po nim, słychać i czuć. Aż się rwie do tego, aby położyć na oświacie swą ciężką łapę. Ma wybuchowy charakter, temperamentem aż kipi, to całkiem inny typ niż anemiczny Piontkowski. Teraz należy się spodziewać, że decyzji będzie aż nadto i będą podejmowane za szybko. Tra ta ta! Kto wie, czy nie zatęsknimy do poprzedniego ministra i całkiem inaczej spojrzymy na jego zerową inicjatywę, gdy Czarnek rozpanoszy się na dobre w MEN i z nikim nie będzie się liczył. Wtedy zero okaże się wymarzonym ideałem, snem, z którego obudziliśmy się prosto w koszmar.

Po wyborach prezydenckich, które Andrzej Duda wygrał o włos, słychać było w obozie władzy głosy, m.in. mówił o tym Ryszard Terlecki, że reforma edukacji nie została dokończona. Młodzi nie rozumieją pisowskiej ideologii, ponieważ szkoła pod tym względem zawiodła. Indoktrynacja młodzieży nie jest wystarczająca. MEN skupił się na sprawach formalnych, na likwidacji gimnazjów i powołaniu ośmioletnich szkół podstawowych, a zaniedbał ideologię. Dariusz Piontkowski najmniej nadawał się do pchnięcia oświaty na tory wyznaczone przez PiS. Trwałoby to i trwało, a partii potrzeba gwałtownika. I takiego gwałtownika udało się znaleźć, choć Przemysław Czarnek pasuje na szefa oświaty jak gumowce do garnituru.

Bat na nienormalnych

Na drugim piętrze w moim liceum wiszą kartki z prawami człowieka. Uczniowie przytłoczeni ciężarem edukacji przychodzą tutaj po ratunek. Liczą, że gdzieś jest napisane czarno na białym, iż pewnych rzeczy nie wolno im robić. Niestety żyjemy w kraju, w którym błyskawicznie postępuje stępienie wrażliwości na prawa człowieka, tępieją wszyscy, bo taki mamy klimat. Czasem stanie się coś złego, ktoś kogoś zabije z nienawiści, a wtedy na chwilę przytomniejemy. Przytomność nie trwa jednak długo, codziennością staje się tępota, a domaganie się respektowania swoich praw określane jest mianem nienormalności. No więc przychodzą pod ścianę uczniowie, aby sprawdzić, czy to, czego oczekują od szkoły, jest normalne, czy nienormalne. Wyrocznią dla młodzieży są prawa człowieka.

Prawa te wisiały w szkole, sam nie pamiętam, od kiedy. Może od zawsze. Ich los był bardzo niepewny, gdy władzę przejął PiS. A jednak żadne prawo nie spadło ze ściany, gdy ministrem została Anna Zalewska, nie spadły też za Dariusza Piontkowskiego, choć po strajku nauczycieli spodziewano się, iż wszystkie ideały sięgną bruku. Jednak PiS czekał. Dopiero teraz – tego jestem więcej niż pewny – prawa człowieka wylecą ze szkół, spadną z hukiem z piedestału i zostaną podeptane, bo – jak wrzeszczał Przemysław Czarnek – „skończmy słuchać tych idiotyzmów o prawach człowieka czy jakiejś równości. Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym”.

Ponieważ jestem nienormalny, zamierzam bronić praw człowieka własną piersią. Równość – dla mnie to się liczy w szkole najbardziej. Czy jestem taki, czy siaki, guzik to powinno ministra obchodzić.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną