Wielkie poruszenie zapanowało na Twitterze i Facebooku w związku z opublikowaniem przez europarlamentarzystę Koalicji Obywatelskiej Radosława Sikorskiego listu, który skierował do bydgoskiego oddziału Poczty Polskiej w odpowiedzi na żądanie zapłaty abonamentu RTV. W liście tym tłumaczy, że nie posiada odbiornika ani anteny. Abonamentu płacić więc nie musi (co najwyżej za samo radio). List na tym właściwie mógłby się zakończyć, lecz Sikorski dodał jeszcze kilka uwag, z których wynika, że nawet gdyby telewizor miał, to i tak by abonamentu nie zapłacił.
Pisze mianowicie: „Nie mogę płacić za korzystanie z mediów, których nie słucham ani nie oglądam, gdyż nie pozwala mi na to klauzula sumienia [powinno być: „nie pozwala mi na to sumienie” – JH]. Wedle wszelkich relacji w alternatywnych mediach media publiczne zostały zawłaszczone przez klakierów jednej partii politycznej i służą utrzymaniu tej partii przy władzy, a nie misji, do której zostały powołane. Polskie Radio i Telewizja są dziś rozsiewnikami radykalizmu i antysemityzmu, ataków personalnych na opozycję, teorii spiskowych oraz zwykłych bredni. (...) Proszę o uwzględnienie, że jako podatnik i tak już przymusowo finansuję TVPiS poprzez dotację budżetową, która została przeznaczona na tę tubę propagandową rządu, zamiast na służbę zdrowia, u progu pandemii”.
Płać, choć nie oglądasz
Sikorski poruszył sprawę niebagatelną, o której co pewien czas się mówi, a potem wszystko zostaje po staremu. Za rządów PO w pewnym momencie poważnie rozważano zniesienie abonamentu. Donald Tusk nazwał go nawet haraczem. W 2017 r. również PSL postulował w Sejmie likwidację tej daniny. Nic z tego dotąd nie wyszło, a tymczasem instytucja abonamentu staje się z roku na rok coraz bardziej niesprawiedliwa i anachroniczna. Po prostu przybywa ludzi, którzy mając radioodbiorniki i telewizory, wcale nie oglądają kanałów publicznych, i to nawet nie dlatego, że tak dramatycznie sprzeniewierzają się one misji mediów publicznych (co jest oczywiście prawdą), lecz zwyczajnie dlatego, że wybierają inne.
Ponadto abonament jest daniną publiczną niewiele różniącą się od zwykłego podatku, więc skoro i tak zakłada się, że prawie wszyscy oglądają TVP i słuchają programów PR, to jaki właściwie ma sens wydzielanie tej daniny z ogólnego opodatkowania? Jest wiele dóbr publicznych, z których korzystają prawie wszyscy (choć niektórzy nie), a finansowane są z budżetu. Nie wszyscy mają dzieci, lecz wszyscy składają się na publiczną edukację; nie wszyscy jeżdżą samochodami na dalekich trasach, lecz wszyscy płacą na budowę autostrad. I tak dalej. Dlaczego szkoły albo teatry są dotowane z budżetu, a media publiczne nie? Zresztą właśnie są – mimo abonamentu. To wszystko nie ma sensu. Trzeba będzie kiedyś znieść te niemądre i nieuzasadnione opłaty – nawet jeśli media publiczne powrócą do swojej dawnej roli, tak brutalnie odebranej im przez rządzącą partię.
Przyszłość abonamentu
W rozmowie telefonicznej ze mną Radosław Sikorski przywołał kilka argumentów przeciwko abonamentowi. Jego zdaniem służy on rekompensacie za rezygnację z nadawania reklam (np. BBC ich nie nadaje), a przecież polskie media publiczne w dużej mierze żyją z reklam. Tym samym media publiczne, korzystające i ze sprzedaży czasu antenowego na reklamy, i z opłat abonamentowych, są bardzo uprzywilejowane w stosunku do mediów prywatnych.
Zapewne Radosław Sikorski ma rację, choć można sobie wyobrazić, że prawne gwarancje rzeczywistej niezależności mediów publicznych od rządu oraz wysoki standard i poziom programów społeczno-politycznych, kulturalnych i edukacyjnych uczyniłyby takie uprzywilejowanie czymś akceptowalnym. Jest to jednak raczej czysto teoretyczna możliwość, bo standardy dziennikarskie najpoważniejszych stacji prywatnych są tak dobre, że ich ewentualne udoskonalenie przez redakcje mediów publicznych miałoby już marginalne znaczenie.
W całym demokratycznym świecie rzetelności dziennikarskiej, bezstronności i wielostronności przekazu oczekują od swoich pracowników zarówno nadawcy prywatni, jak i publiczni, a zależność mediów od grup interesów stanowi takie samo zagrożenie dla wszystkich nadawców i redakcji, nawet tych publicznych. Ustrój własnościowy nie przesądza o tym, że dane medium będzie rzetelne i wiarygodne. Decyduje o tym w największym stopniu kultura pracy i etos – jeśli jest silny, to nawet bardzo skomercjalizowane medium może być całkiem przyzwoite. A jak poziom etyczny i warsztatowy jest niewysoki, to i medium publiczne, ustawowo zobowiązane do bezstronności, może wykazywać się daleko posuniętym oportunizmem.
Sikorski nie płaci. Będzie pozew?
Nie jest też prawdą, że media publiczne są niezastąpione w tworzeniu wartościowych programów edukacyjnych i kulturalnych – od kilku lat internet pełen jest dostępnych za darmo lub za niewielką opłatę bardzo dobrych produkcji z tego obszaru, tworzonych przez firmy i organizacje spoza sektora publicznego. Być może rządy, zamiast utrzymywać media publiczne, powinny sponsorować lub wręcz zamawiać programy telewizyjne, wideo i podkasty w komercyjnych firmach? Pewnie łatwiej byłoby wtenczas zapewnić im neutralność polityczną i światopoglądową, a i koszty byłyby mniejsze. To jednak tylko dywagacje.
Wracając do Radosława Sikorskiego. Dopytywany przeze mnie scharakteryzował swoją postawę względem abonamentu jako bierny opór, nie zaś wezwanie do obywatelskiego nieposłuszeństwa. Osobiście spodziewa się, że Poczta Polska nie będzie sprawdzać, czy faktycznie nie posiada odbiornika, i skieruje sprawę należnego rzekomo abonamentu na drogę egzekucji. Czy w takim przypadku Sikorski zdecyduje się na pozew sądowy – tego jeszcze nie wie.
Myślę, że wszyscy powinniśmy się umówić, że nie płacimy abonamentu aż do chwili, gdy otrzymamy upomnienie i wezwanie do zapłaty. Byłby to bardzo wymowny i dotkliwy dla TVP sygnał, że społeczeństwo nie akceptuje przekształcenia radia i telewizji w polityczną szczekaczkę. Jednak aby taka akcja mogła się udać, konieczne byłoby jednoczesne ogłoszenie jej przez wiele organizacji społecznych i partii politycznych. Marzenie ściętej głowy.