Społeczeństwo

Zanosi się, że matura 2021 wypadnie fatalnie

Rozdanie świadectw maturalnych w jednym z zielonogórskich liceów Rozdanie świadectw maturalnych w jednym z zielonogórskich liceów Władysław Czulak / Agencja Gazeta
Uczniowie, którzy w przyszłym roku będą zdawać maturę, zostali zaniedbani już na starcie. Najpierw nauczyciele strajkowali, potem nastąpił lockdown, a na tym nie koniec.

Wyniki matury 2020 wylały się na szkoły niczym kubeł zimnej wody. Tak źle jeszcze nie było. Nauczyciele pocieszali się, że porażka objęła równo całą Polskę, nie ma więc czym się przejmować. W niektórych liceach przyjęto nawet kuriozalną strategię obrony, że źle sprawdzali wystraszeni epidemią egzaminatorzy. Posypały się odwołania. Jednak dyrektorzy sprawę postawili jasno. Jesteśmy winni czy niewinni, to nie może się powtórzyć. Kolejny rocznik maturzystów trzeba wziąć mocno za twarz. Niech się uczą. W 2021 r. musimy mieć sukces.

Strajk, lockdown i inne szkolne stresy

Problem w tym, że uczniowie, którzy w przyszłym roku będą zdawać maturę, zostali zaniedbani już na starcie. Gdy byli w pierwszej klasie, nauczyciele strajkowali. Gdy byli w drugiej, nastąpił lockdown. Zamiast prawdziwej nauki online była mniejsza bądź większa, ale fikcja. Kto nie chciał uczestniczyć w lekcjach prowadzonych zdalnie, był właściwie bezkarny. Nauczyciele nic nie mogli na to poradzić. Prawo nie przewidywało czegoś takiego jak przymus uczestniczenia w zdalnym nauczaniu. To była dobra wola nastolatków. Jak wielu zrobiło sobie wolne, nie mamy nawet pojęcia.

Najważniejsze jednak, że obecne klasy maturalne przed wakacjami nie uczestniczyły – a w wielu liceach to stara tradycja – w próbnych egzaminach dojrzałości. Normalnie drugoklasiści piszą te sprawdziany po to, aby zyskać świadomość, jakie przedmioty dodatkowe powinni zdawać. W mojej szkole w maju po ostatnim egzaminie maturalnym do tych samych sal wchodzą młodsi uczniowie i piszą SUM-y (sprawdziany umiejętności maturalnych). Nauczyciele określają na tej podstawie stopień przyrostu wiedzy od początku pobytu w szkole. Na koniec drugiej klasy ten przyrost powinien już być znaczny. Jak z czegoś nie jest, to sygnał, żeby brać się ostro do nauki albo tego przedmiotu nie wybierać na maturze.

Wiem, że nic nie wiem

W tym roku nic nie wiemy o naszych uczniach. Oni też o sobie niewiele wiedzą. Nie było żadnego badania przyrostu wiedzy, bo nie było próbnych matur wiosną. Badania przeniesiono na wrzesień. Teraz próbne egzaminy odbywają się naraz z wielu przedmiotów. Nieomal codziennie jest jakiś sprawdzian. Uczniowie nie protestują, choć więcej sprawdzianów niż dwa–trzy w tygodniu jest wbrew prawu. Wmówiliśmy jednak sobie i nastolatkom, że to dla ich dobra. Muszą znać swoje słabe i mocne strony, aby dobrze wypełnić deklarację maturalną.

Przedmioty zdawane na egzaminie należy wybrać do 30 września. MEN nie przesunął tego terminu, jest tak, jak było zawsze, gdy pies z kulawą nogą nie słyszał o koronawirusie. Do 30 września! W szkole trwa piekło sprawdzania wiedzy ze wszystkich przedmiotów, bo nauczyciele dostali polecenie, a uczniowie muszą się zdecydować. Większość ze wszystkiego dostaje żenująco mało punktów, jakby nigdy się tego nie uczyli. Zaczyna im być wszystko jedno. Skoro z niczego nie są dobrzy, wybiorą cokolwiek.

Dariusz Piontkowski może opowiadać, że to dopiero deklaracja wstępna. W lutym można będzie zmienić przedmioty na inne. Minister powinien jednak wiedzieć, że szkoły ustawiają pracę według wrześniowych decyzji. Jak uczeń wybrał chemię na maturze, będzie musiał z tego właśnie przedmiotu tyrać. Nie ma zmiłuj się. Wybrałeś chemię, będziesz maglowany z chemii. Swobodniej uczeń zostanie potraktowany z tych przedmiotów, których nie zadeklarował. Dlatego tak ważne jest, aby maturzyści już podczas wstępnej deklaracji wybrali dobrze. W tym roku nie mają szans, bo we wrześniu jeszcze nic nie wiedzą. Są jedynie przerażeni. Niejeden uczeń z każdego przedmiotu otrzymał ocenę niedostateczną, więc teraz musi wybrać między dżumą a cholerą.

Dlaczego nie było powtórzeń?

Maturzyści narzekają, że przed próbnymi egzaminami nie było nawet powtórzeń materiału. A jeśli czasem były, to pozorne. Na chybcika, byle dało się wpisać temat do dziennika. Choć minister nakazał nauczycielom zacząć rok szkolny od lekcji powtórzeniowych, niczego takiego nie było. Jedynie pozory. Gdyby nauczyciele posłuchali ministra, próbne matury odbyłyby się w październiku. Uczniowie byliby szczęśliwi, że nie zbierają złych ocen, lecz powtarzają wiedzę z poprzednich lat. Tylko na jakiej podstawie wybraliby przedmioty do zdawania na maturze? Na podstawie iluzji, że są dobrzy ze wszystkiego, bo nie mają złych ocen?

Nauczyciele musieli więc sprawdzić wiedzę uczniów przed datą złożenia deklaracji maturalnych. Tyle uczniowie wiedzą o sobie, ile ich sprawdzono. Jeśli minister naprawdę chciał, aby rok szkolny zaczął się od powtórzeń, mógł przesunąć termin złożenia deklaracji maturalnych o miesiąc. Wtedy we wrześniu odbyłyby się powtórzenia, a w październiku próbne egzaminy. Niestety, minister nie bierze pod uwagę skutków swoich decyzji, bo ma małe pojęcie o edukacji. Każe zrobić jedno, a wychodzi z tego drugie. Tak to jest, gdy brakuje profesjonalizmu.

Nieprzyjazna matura

Matura już na starcie jest dla uczniów bardzo nieprzyjazna. Terminy składania deklaracji są fatalne. Uczniowie muszą wybrać nie tak, jak naprawdę chcą się uczyć, ale na odwal się. Po prostu wpiszą cokolwiek, żeby sekretarka w szkole się nie czepiała. Jej jest wszystko jedno, najważniejsze, aby w terminie zgłosiła uczniów do Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej. Popędzać będą też wychowawcy, a przy okazji straszyć, że jak uczniowie nie złożą deklaracji, to w ogóle nie zostaną zarejestrowani w systemie. A matura jest przecież dobrowolna. Tak czy siak, wychodzi jedno: deklarację trzeba wypełnić na odczepnego.

Ale szkoła potraktuje wybory uczniów – co z tego, że przypadkowe – ze śmiertelną powagą. Ze wskazanych w deklaracji przedmiotów nauczyciele będą uczniów piłować, aby nie trzeba było się znowu wstydzić. Wyniki przyszłorocznej matury muszą być lepsze niż obecnej. Tylko jak mają być lepsze, jeśli uczniowie wybrali przedmioty na odwal się, a w lutym, gdy wreszcie otrząsną się z szoku powrotu do szkół po wiosennym lockdownie, wszystko poprzestawiają? Uczeń, który we wrześniu wpisał chemię i biologię, w lutym oświadczy, iż jednak woli historię i wiedzę o społeczeństwie. A ten, co chciał zdawać geografię, teraz zapragnie pisać maturę z rozszerzonej matematyki. Tak to będzie wyglądało, bo minister pozbawił maturzystów szansy na rozsądny i przemyślany wybór.

Co drugi uczeń otrzymał jedynki ze wszystkich próbnych egzaminów. Więc co ma teraz wybrać? Przedmiot, z którego jest zerem? Uczniowie proszą o radę, co mają robić. Nie wiedzą, co wybrać, gdyż z niczego nie są dobrzy. Rozsądek podpowiada, aby wybrać obowiązkowe minimum, czyli jeden przedmiot. Jednak żadna uczelnia nie zadowoli się wynikami z jednego przedmiotu, większość wymaga zdanej matury z dwóch lub nawet trzech przedmiotów na poziomie rozszerzonym. To już prawie jak gra w rosyjską ruletkę. A co, jeśli wybiorę przedmiot, z którego naprawdę jestem zerem? Boże, pomóż mi wybrać tak, aby później nie żałować.

Uczniom należy okazać zrozumienie

Można się zżymać na młodzież, że powinna od początku nauki w liceum wiedzieć, co chce robić w przyszłości. To prawda. Tylko że to niczego nie zmienia. Bo żeby się dostać na studia, trzeba umieć kombinować. Na nieliczne kierunki, np. na medycynę, liczy się zawsze to samo, czyli biologia i chemia. Na wszystkie inne można się dostać na podstawie wyników z najróżniejszych przedmiotów. Na przykład na prawo przyjmują na podstawie wyników z matematyki albo polskiego.

Uczeń więc musi dobrze się zastanowić, z którego przedmiotu osiągnie wyższy wynik na maturze. Czy z polskiego na poziomie rozszerzonym, czy z matematyki? I na tego jednego pewniaka musi postawić, wskazując go w deklaracji, a potem ostro wziąć się do nauki.

Dlatego, Panie Ministrze, należało nakazać dyrektorowi Centralnej Komisji Egzaminacyjnej przesunięcie terminu składania deklaracji o co najmniej miesiąc. Żeby uczniowie mogli trafnie wybrać. Uczniom sponiewieranym przez strajk nauczycieli, sponiewieranym przez lockdown i wciąż poniewieranym przez pandemię to się po prostu należało. Szkoda, że nikt w MEN o tym nie pomyślał. Jak nie naprawimy tego błędu, matura 2021 może wypaść znacznie gorzej niż tegoroczna. I kto wtedy będzie winny?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną