Z jednej strony z roku na rok spełniają się coraz gorsze koszmary kościelnych hierarchów: w ciągu ostatnich dziesięciu lat uczestnictwo w szkolnej katechezie zmniejszyło się z 93 do 70 proc. Im większe miasto i im starsi uczniowie, tym niższa frekwencja. W miastach powyżej 500 tys. mieszkańców na religię chodzi tylko 44 proc. osób, tyle samo w tamtejszych szkołach średnich.
Z drugiej strony – mimo przepisów opartych na konstytucyjnym prawie do milczenia w sprawie religii w praktyce każdego września rodzice, którzy nie zamierzają wysyłać dzieci na religię, mierzą się z kilkoma problemami. Domyślnie bowiem w sprawie religii należy się zadeklarować, a katecheza jest z góry planowana dla każdej klasy i wpisywana do planu lekcji, jeszcze zanim rodzice wypowiedzą się na ten temat. Domyślnie wyświetla się w Librusie wszystkim uczniom. Choć przepisy mówią wyraźnie: religia to nieobowiązkowy przedmiot, a dziecko uczestniczy w niej wyłącznie na wniosek rodziców.
Religia w szkole i na papierze
Szkoła podstawowa nr 28 w Warszawie. Agnieszka, matka siedmiolatki, opowiada, że już na pierwszym zebraniu rodziców – które odbyło się stacjonarnie – jeszcze przed wychowawcą głos zabrała siostra zakonna. Rozdała rodzicom kartki z nazwą podręcznika do religii (dwie godziny tygodniowo – tyle samo co np. angielskiego). Kolejnego dnia wszystkie dzieci wzięły udział w katechezie. W tym córka Agnieszki, która nie zdążyła się zadeklarować. – Najlepsze jest to, że w Librusie w planie lekcji mojego dziecka nadal widnieje religia, choć powinno jej nie być.